Ręce i nogi posiniaczone od upadków, łzy zmęczenia i bólu – dzieciństwo Klaudii to pasmo cierpienia. Gdy przytulam ją i czuję, jak drży z płaczu w moich ramionach, chciałabym płakać razem z nią. Powstrzymuję łzy tylko po to, by nie mogła ich zobaczyć. Powtarzam jej, że “mama zrobi wszystko, by naprawić nóżki, by już niedługo były zdrowe”. Dzisiaj biję głową w mur, ponieważ nie mam pieniędzy, które pozwolą mi spełnić tę obietnicę. Muszę zebrać ponad 400 tys. złotych, by moje dziecko było zdrowe. Proszę, przyłącz się do mojej walki… LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/klaudia-mistarz
Reklama
Reklama
Życie z jednym niepełnosprawnym dzieckiem to godziny żmudnej i ciężkiej pracy. Życie z dwojgiem niepełnosprawnych dzieci to całe dnie poświęcone walce o ich zdrowie. Pani Małgosia, mama Klaudii, na pytanie o swoje marzenia odpowiada jedno – chcę, aby starczyło nam pieniędzy na leczenie moich dzieci. Nic więcej… Dla siebie już nie mam, ale to nie jest teraz ważne. Chcę, żeby było na operację. Najpierw musi na nią pojechać Klaudia. Jest starsza, niż młodszy synek. Za kilka lat może być już na nią za późno.
Od samego początku nie było nam łatwo. “Szybko, bo tętno słabnie” – to były jedyne słowa, jakie usłyszałam w czasie swojego pierwszego porodu. Zrobiono cesarskie cięcie. Lekarzom udało się uratować Klaudię – wspomina pani Małgosia. W 11 miesiącu wszystko niestety wróciło. Ospa, którą Klaudia przechodziła doprowadziła do zapalenia opon mózgowych! W drodze do szpitala dostawała drgawek. Moje dziecko osłabło do tego stopnia, że nie było w stanie się podnieść. W wypisie nie było mowy o zapaleniu opon. Powiedziano mi, że wszystko jest w porządku i wypisano nas do domu.
Pierwsze kroki Klaudii to nie radość, a strach. Wstawała z wielkim trudem – nie tak, jak inne dzieci. Chwiała się, upadała, jej nóżki cały czas były sztywne. Myślałam, że to przejściowe, że z wiekiem wszystko się poprawi. Nic bardziej mylnego. Neurolog zlecił rehabilitację. Miała pomóc, ale było tylko jeszcze więcej łez. Zamiast poprawy były kolejne porcje bólu. Wiedziałam, że jest źle. Jeździłyśmy wszędzie, gdzie się dało, żeby zrobić wszystkie potrzebne badania. W końcu pojawiła się diagnoza. Mózgowe porażenie dziecięce – trzy słowa, które tłumaczyły nasz dramat. Było już wiadomo, że nasze życie będzie niekończącym się bólem.
Ciężko wytłumaczyć 5-latce, że będzie musiała przejść operację, że później przez bardzo długo nie będzie mogła ruszać nóżkami. Pierwszą operacją było wydłużanie ścięgien Achillesa. Klaudia przez 6 tygodni miała nogi w gipsach. Płakała nocami, chciała je ściągnąć, bardzo cierpiała. Moje serce pękało na drobne kawałki… Ledwo zdążyła zapomnieć o tym koszmarze, już musiała przechodzić przez następny. Tym razem operacja nacięcia przywodzicieli. Znów nóżki w gipsach, tygodnie w bezruchu i płacz mojej córeczki. Wszystko to niestety bez większego efektu…
5 lat temu na świat przyszedł mój synek – Kubuś. Widziałam, że z nim dzieje się to samo, co kiedyś z Klaudią. Domyślałam się, jaka jest przyczyna. Diagnoza była o wiele szybsza, niż poprzednio. Mózgowe porażenie dziecięce u mojego drugiego dziecka – tak, jakbyśmy byli skazani na tę chorobę. Wiedziałam, że od teraz będę musiała walczyć o dwójkę moich dzieci, że będę musiała patrzeć na łzy na dwóch ukochanych twarzach. Później przez kolejne lata widziałam upadki i pełne żalu oczy moich dzieci. Oczy, które pytały, dlaczego to wszystko tak wygląda…
W ubiegłym roku Klaudia przeszła kolejną operację – najbardziej skomplikowaną. Polegała na przecięciu korzeni czuciowych. Przy sali operacyjnej czekałam na nią 5 godzin. Tylko matka, która przeżyła operację dziecka zrozumie, jak strasznie jest oddawać ukochane maleństwo na zimny blok operacyjny i nie wiedzieć, co je czeka. Myślałam, że to ostatnia operacja Klaudii, że dzięki niej będzie sprawna. W maju pojechałyśmy na długo oczekiwaną wizytę u doktora Paleya – specjalisty takich przypadków, jak nasz. Operacja, która miała być ostatnią, została przeprowadzona za późno, przez co wykoślawiła biodra i sprawiła, że Klaudia nie trzyma równowagi. Coraz więcej rozumie, dlatego często pyta, dlaczego jej nóżki “nie słuchają”, dlaczego inne dzieci chodzą normalnie, a ona cały czas upada.
Klaudia nie ma już czasu. Operacja powinna odbyć się jak najszybciej. Inaczej szansa na sprawność przepadnie na zawsze. Czasu mamy niewiele, bo termin operacji został wyznaczony na sam początek przyszłego roku. 2 stycznia musimy wylecieć do USA i stawić się w klinice. Do tego czasu muszę uzbierać ponad 400 tysięcy złotych. Inaczej nasza ostatnia nadzieja przepadnie. Marzę tylko o tym, by moje dzieci były zdrowe. O niczym więcej… Niestety operacja Klaudii kosztuje bardzo dużo, dlatego z całego serca proszę o pomoc… Bez Was nie zdołam uwolnić mojego dziecka od kalectwa. Bez Was nie dam sobie rady…