Lekarz pocieszał, że lepiej, że syn umrze. Wtedy ojciec zabrał go ze szpitala i oddał pod opiekę Centrum Zdrowia Dziecka

  • Post category:Polska

Idealna rodzina, żona, wyczekane bliźniaki – swoją przyszłość widziałem w kolorowych barwach. Teraz wiem, że nie warto planować, bo los się śmieje z naszych planów. Zostaliśmy sami – ja i mój syn, który potrzebuje pomocy. Artur jest dla mnie wszystkim, więc zrobię co w mojej mocy, by świat stał się dla niego choć trochę lepszy. Sam jednak nie dam rady, dlatego zmuszony jestem prosić o pomoc… LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/artur-dolemba

Reklama

Fot. siepomaga.pl

Czasami gdy ktoś słyszy moją historię, jest pełen podziwu. Mówią, że zwykle w takich sytuacjach ojcowie odchodzą, by wieść bezproblemowe życie, zostawiając cały ciężar wychowania chorego dziecka na barkach matki. W moim przypadku było odwrotnie, chociaż już nie chcę rozdrapywać ran. To nie ma sensu i nie pomoże mojemu dziecku. Nie czuję się żadnym bohaterem – przecież jestem ojcem, a mój syn mnie potrzebuje. Nigdy go nie zostawię i będę walczył o niego do końca życia.

Reklama

 

Arturek i jego siostra Lenka urodzili się jako zdrowe bliźniaki. Byliśmy najszczęśliwsi pod słońcem, chociaż gdy teraz przypominam sobie tamte dni, mam wrażenie, że to było w innym życiu. Moje szczęście trwało 3 miesiące, po tym czasie Arturek zachorował. Pojechaliśmy do szpitala, gdzie stwierdzono zapalenie płuc. Gdy maluch poczuł się lepiej, wróciliśmy do domu. Znowu pogorszenie, znowu szpital – taka huśtawka trwała 5 miesięcy. Lekarz cały czas twierdził, że to zapalenie płuc i tylko na to leczył synka. Mimo naszych próśb, by wysłano nas do innego szpitala, bo przecież ta choroba nie trwa tyle czasu, powiedziano nam: “Nikt was ze zwykłym zapaleniem nie przyjmie”. Gdy kolejny raz zostaliśmy wypisani, Artur nagle stał się siny, przestał oddychać. Zapadł w 24 godzinną śpiączkę, z której na szczęście się wybudził. Znowu szpital, znowu to samo leczenie… Straciłem wtedy chyba wszystkie nerwy. Cierpiałem z bezsilności patrząc, jak mój malutki synek walczy o swoje zdrowie. Nie widzieliśmy końca tej walki, aż nastąpiło tamta tragedia…

Artur zakrztusił się tak mocno, że kolejny raz zapadł w śpiączkę. Jednak tym razem się nie obudził… Wynik rezonansu – mózg obumarł w 99 %. Grunt usunął mi się spod stóp, gdy lekarz powiedział, że nie ma nadziei. Mieliśmy tylko czekać na śmierć synka…Próbował nas jeszcze “pocieszać”, że taki stan to wegetacja, więc nawet lepiej, że Arturek umrze. Jak można coś takiego powiedzieć do rodzica umierającego dziecka! Nie wierzyłem w to, wypisałem syna na własne żądanie i przenieśliśmy się do Centrum Zdrowia Dziecka. Do dzisiaj żałuję, że podjąłem decyzję o zmianie szpitala tak późno…

 

Specjaliści z CZD od razu zdiagnozowali refluks żołądka. To on powodował zapalenie płuc, bo zawartość żołądka dostawała się do dróg oddechowych. Najgorsze było to, że od razu zdiagnozowana choroba uratowałaby mojego synka przed niepełnosprawnością. Miałbym zdrowe dziecko! Mam ogromny żal do szpitala, sprawa w sądzie toczy się po dziś dzień…

Chociaż od początku lekarze skreślili mojego syna, kazali przygotować już pogrzeb, ja się nie poddałem. Wierzyłem w niego i modliłem się o cud. Chyba moje modlitwy zostały wysłuchane. Artur był roślinką, dzieckiem, które tylko leży, nawet nie przełyka śliny. Po pewnym czasie nastąpiła poprawa, w którą nie nikt nie mógł uwierzyć, bo jak uwierzyć w to, że dziecko, które ma sprawne jedynie 1% mózgu, odzyskuje świadomość? Od tego czasu, już przez ponad 4 lata, walczę o zdrowie syna. To mój główny cel i sens życia. Zostaliśmy sami, matka Arturka odeszła od nas, zabierając jego siostrę Lenkę. Dlatego syn ma tylko mnie, a ja tylko jego. Jesteśmy sami, ale razem, więc wierzę, że pokonamy każdą przeszkodę.

 

Mój syn nie widzi, nie chodzi. Jednak wszystko rozumie, mówi, rozmawia ze mną. Wiem, że to zasługa rehabilitacji i ciężkiej pracy – zarówno jego, jak i mojej. W sumie połowę roku spędzamy z Centrum Zdrowia Dziecka, do tego turnusy, rehabilitacja… Nie mogę pójść do pracy, syn wymaga nieustannej opieki. Leczenie jest niewiarygodnie drogie, jednak staram się ze wszystkich sił pozyskać fundusze. Muszę być silny za nas obu i dlatego nie rozmyślam już, co by było, gdyby. Skupiam się na teraźniejszości i na walce o to, by Arturek był bardziej samodzielny. Po każdym turnusie widzę gigantyczną poprawę, a tylko dzięki rehabilitacji synek nie jest “rośliną”.

Mój syn to całe moje życie. Staram się, jak mogę, jednak codzienność jest ciężka. Chciałbym zapewnić Arturkowi wszystko, co najlepsze, jednak barierą są pieniądze. Jesteśmy zgraną drużyną, która teraz prosi o pomoc. Wesprzyj nas w walce o zdrowie, o samodzielność, o odrobinę szczęścia w naszym życiu. Marzę, by zapewnić synkowi najlepszą rehabilitację oraz urządzenie pionizujące, pomagające osiągnąć sprawność. Wierzę, że „człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi”. Właśnie dlatego ośmielam się prosić o pomoc – pomóż spełnić marzenie Arturka.