Od lat żyjemy na tykającej bombie, której zapłon został właśnie odpalony. Chore serce naszej córeczki jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Skrzeplina w zwężonej aorcie może doprowadzić do tragedii w każdej chwili, tylko pilna operacja uratuje życie Justynki. Mamy wyznaczony termin na 9 listopada. Musimy wierzyć, że się uda, że w życiu naszej córeczki zdarzy się kolejny cud… Prosimy, pomóżcie nam ocalić jej życie! LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/serce-justynki
Reklama
Reklama
Strach o życie naszej córeczki trwa od chwili jej narodzin, nieprzerwanie od siedmiu lat. Zaraz po jej przyjściu na świat rozpoczął się dramatyczny wyścig z czasem. A przecież nie tak miało być… Mieliśmy wrócić do domu ze zdrową córeczką, jej starszy brat już czekał. Tymczasem w czwartej dobie życia skończył się szczęśliwy świat, jaki znaliśmy do tej pory. Rozpoczęła się wieloletnia batalia ze śmiercią, która już tak wiele razy chciała zabrać nasze dziecko, że nie jesteśmy w stanie zliczyć.
Horror rozpoczął się wtedy, gdy lekarze usłyszeli szmery w serduszku naszej małej córeczki. Wtedy w naszym życiu władzę przejął niepokój. Potem pojawił się najmroczniejszy strach… Justynka gasła w oczach, ale nie podali jej żadnego leku. Cały czas czekali na wynik badań. Poprosiliśmy księdza o chrzest, całą noc modliliśmy się o życie naszego dziecka. Przyszła straszna noc, lekarze dramatycznie walczyli o córeczkę. Nad ranem zapadła decyzja o przewiezieniu do innego szpitala. Justysia trafiła od razu na stół operacyjny…
Okazało się, że Justynka ma złożoną wadę serduszka: koarktację aorty i ubytki w samym sercu. Jednak najniebezpieczniejsze okazało się zwężenie aorty – to właśnie tym lekarze zajęli się na początku. To był czas, gdy przeżyliśmy prawdziwe piekło. Pojechaliśmy do córeczki na OIOM, a jej… nie było! Gdy zobaczyłam puste łóżeczko, osunęłam się w przepaść. Pomyśleliśmy o najgorszym – że nasza córka nie żyje… Dopiero później powiedzieli nam, że znowu zabrali Justynkę do innego szpitala, bez naszej wiedzy! Dzięki Bogu żyła i tylko to w tamtej chwili miało znaczenie.
Ale to był dopiero początek trudnej i nierównej walki. Przez wiele tygodni stan był bardzo ciężki, za Justynkę oddychał respirator. Przez zwężenie aorty i szereg innych dolegliwości przeszła wiele ryzykownych operacji. Patrzyliśmy na naszą kruszynkę karmioną sondą, nie mogącą pozbyć się uporczywych i niebezpiecznych infekcji i marzyliśmy tylko o tym, by ten koszmar się skończył. Chciałam wziąć ją w ramiona i po prostu uciec do domu. Udało nam się to tylko na kilka tygodni. Były chwile pozornego szczęścia, odbudowania nadziei. Ale wszystko prysło jak bańka mydlana…
Justysia dostała duszności, lekarze podjęli decyzję o kolejnej operacji. Nic nie było pewne, nie dawali nam wielkich nadziei… Ale ona kolejny pokazała ogromną wolę życia! Jednak i to nie był koniec walki… Dla wszystkich rodziców najważniejszą datą jest dzień narodzin dziecka. Dla nas tych dat jest o wiele więcej – każda przecież oznacza ponowne narodziny. Dwukrotna operacja serca, sześciokrotne interwencyjne cewnikowanie serca, nie zawsze udane… – są daty, których nie wymażemy z pamięci, bo za każdą z nich stał strach o życie dziecka.
To właśnie on zaprowadził nas do prof. Malca i doc. Januszewskiej, którzy operują dzieci z ciężkimi, złożonymi wadami serca. W Klinice Uniwersyteckiej w Muenster każdego dnia dzieje się cud. Cud, który wynika z wielkiej wiedzy, umiejętności i pokory lekarzy. Cud, na jaki czeka każdy rodzic ciężko chorego dziecka.
Kiedy kilka lata temu, ze względu na niedrożność tętnic udowych, tętnicy szyjnej i podobojczykowej, gdy nikt nie chciał podjąć się cewnikowania serca naszego dziecka, prof. Malec dał nam tę szansę i zakwalifikował córkę do operacji w Muenster. I właśnie tam wydarzył się cud! Lekarzom udało się dostać do serca Justysi i rozprężyć stent w aorcie. Specjaliści w naszym kraju byli pod ogromnym wrażeniem – sami przyznali, że nie zrobiliby czegoś podobnego.
Dzisiaj, gdy życie naszej córeczki znowu jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, musimy wrócić do Muenster. Tylko tam Justysia ma szansę przeżyć… Aorta znowu jest zwężona. Na domiar złego pojawiła się skrzeplina, która zagraża życiu! Nie chcemy nawet myśleć, co będzie, gdy dojdzie do oderwania skrzepu… Prof. Malec chce operować jak najszybciej. 9 listopada mamy wyznaczony termin. Marzę o tym, by znowu cieszyć się tego dnia z kolejnych już narodzin swojego dziecka. Wierzymy, że lekarze kolejny raz dokonają cudu, że uratują serduszko Justynki. Błagam, pomóżcie nam zdążyć…