Dziecko, które noszę w brzuchu z dniem narodzin zacznie umierać. Bez operacji, która musi odbyć się zaraz po porodzie, jego chore serce się zatrzyma. Na zdjęciu USG widzę jego rączki, nóżki i małą twarzyczkę. Czasem łapię się na tym, że wyobrażam sobie, jak je całuję, jak przytulam. Widzę jego pierwsze kroki, słyszę śmiech i płacz. Boję się tych myśli. Boję się, że wszystko to pozostanie wyobrażeniem, że nie będzie mi dane tego doświadczyć. Błagam o pomoc, bo bez niej mój synek odejdzie w pierwszych dniach swojego życia! Bez niej stracę dziecko, którego jeszcze nie zdążyłam poznać, a które zdążyłam już bezgranicznie pokochać. LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/mikolajchmiel
Reklama
Reklama
Dzień narodzin będzie dniem, w którym rozpoczniemy walkę o serduszko Mikołaja! Nie potrafię o tym myśleć bez łez w oczach, bez rozrywającego serce strachu. Najczarniejsze myśli pojawiają się czasem mimowolnie. Zwłaszcza w nocy, kiedy sprzyja im cisza. Wiem, że teraz Mikołaj jest bezpieczny, ale moment przecięcia pępowiny rozpocznie naszą dramatyczną walkę o jego życie. Na każde pytanie o moją ciążę łzy same napływają mi do oczu. Nie wiem, co powiedzieć i czy w ogóle coś mówić. Jak opowiedzieć o tym, że dziecko, które noszę w brzuchu może umrzeć?
Pamiętam, jak z badań, które miały mnie uspokoić, wychodziłam zalana łzami. Pamiętam, jak w jednej chwili cała radość z ciąży zamieniła się w przerażenie. Kilka minut i kilka krótkich zdań w białym gabinecie lekarza – tyle wystarczyło, bym zaczęła bać się, jak nigdy wcześniej. Rozpoznanie choroby nastąpiło bardzo wcześnie. Tak wcześnie, że można było mieć nadzieję, że to błąd, że niedługo przyjdzie lekarz i wszystko wyjaśni, że zabierze ten przeszywający strach i da spokój. Maleństwo, które miałam w brzuchu miało przecież 7 cm, miało 13 tygodni. Jak małe musiało być wtedy jego serduszko?
Błędu nie było. Najgorsze stało się rzeczywistością. Mikołaj urodzi się z krytyczną wadą serca. Brakuje mu prawej komory, tej, która wraz z pierwszym krzykiem rodzącego się chłopca powinna zacząć tłoczyć krew do jego płuc. Zastawka trójdzielna – ta która znajduje się między prawą komorą, a prawym przedsionkiem – jest zarośnięta. Lekarze podejrzewają też zbyt małą aortę. Jeśli w dniu narodzin mój synek nie znajdzie się na stole operacyjnym, zacznie umierać. Jego chore serce nie wytrzyma kolejnych dni. Mikołaj musi przyjść na świat w miejscu, w którym lekarze będą w stanie uratować jego serduszko. Inaczej go stracę… Inaczej będziemy mieli tylko kilka chwil, by przywitać się i pożegnać jednocześnie…
Kiedy dowiedziałam się, że urodzę chłopca, od razu z mężem wybraliśmy imię. Mikołaj – nasz najpiękniejszy grudniowy prezent. Myślałam, że na dzień narodzin będę czekać z radością, jak większość przyszłych matek. Dzisiaj całą radość przysłania strach. Boję się każdego dnia, który przybliża mnie do chwili narodzin, bo to oznacza, że coraz bliżej do rozpoczęcia walki o życie Mikołaja.
Od dnia, w którym zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, czekam na mojego synka. Przytulam małe bluzeczki i dobieram kolejne pary spodenek. Patrzę na małe buciki i wiem, że nie zniosę widoku, gdy na zawsze pozostaną puste. Moje serce pęknie, kiedy nie będę mogła położyć mojego synka w łóżeczku, które od dawna na niego czeka.
Odkąd wiem, że Mikołaj urodzi się chory, przygotowania pokoiku i wyprawki zeszły na drugi plan. Dziś życie mojego dziecka zależy od pieniędzy, od olbrzymiej sumy, dzięki której możliwa będzie operacja. Tak bardzo pragnę, by mój synek żył. On, jego śliczne oczka, małe stópki i połowa serduszka. Kiedy codziennie głaszczę swój brzuch, powtarzam Mikołajowi, że będe walczyła o bicie jego małego serduszka, że się nie poddam, że zrobię wszystko, by przeżył! Wiem, że mnie słyszy. Moim obowiązkiem jest go uratować, dlatego proszę o pomoc. Nie mogę bezczynnie czekać, kiedy chodzi o życie, które noszę pod swoim sercem!
Mikołaj musi urodzić się w niemieckiej klinice – to dla niego najbezpieczniejsze, bo operacji będzie wymagał już w pierwszym swoim dniu. Na początku grudnia muszę być w Munster, pod opieką profesora Malca, który uratuje serce Mikołaja! Koszt porodu i pierwszego etapu leczenia to ponad 330 tys. zł., a pieniądze do kliniki muszę przelać z końcem listopada. Mam tylko dwa miesiące, by zapłacić cenę za jedyną szansę na życie dla mojego synka.
Boję się, że nie zdążę. Strach o życie Mikołaja przeplata się ze strachem o to, czy uda mi się zebrać pieniądze na czas. Nie pamiętam już, jak to jest spać spokojnie. Co będzie, jeśli nie zdołam zapłacić najważniejszej w życiu ceny? Każdy dzień i każda godzina przybliża mnie do dnia narodzin Mikołaja, dnia, w którym musi odbyć się operacja. Dwa miesiące to mało czasu, by zebrać tak olbrzymią sumę. Jeśli nie zdążę, następnej szansy już nie będzie…
Błagam o pomoc, bo tylko z nią zdołam uratować moje dziecko!