Nie żyją już 42 osoby! Dlaczego Polacy toną? Wiecznie żywy problem utonięć

  • Post category:Polska

Jak co roku, przy pierwszej fali upałów media biją na alarm: Tragiczny bilans nad wodą!”, „Rekordowa liczba utonięć!”, „Czarny weekend nad wodą!” itp. Dziennikarze obsypują ratowników i policjantów lawiną pytań, dociekając przyczyny takiej sytuacji. Przed kamerami wypowiadają się specjaliści, samorządowcy, politycy. Mija czerwiec, lipiec, sierpień i temat znika. Nikt nie jest już zainteresowany dlaczego ludzie toną. Aż do następnego letniego sezonu… Zachęcamy do zapoznania się z tekstem autorska Kingi Czerwińskiej. 

Reklama

Reklama

Łukasz / tosiedzieje.pl

Większość swojego życia spędziłam „na wodzie”. Od 25 lat jestem ratownikiem wodnym, od 18 policjantem wodnym. Ponad 10 lat odpowiadam wciąż na te same pytania. Zaskakujące jest tylko to, że wysłuchiwana jestem jedynie podczas 3 wakacyjnych miesięcy, a gdy podnoszę temat w pozostałe 9, nikt nie jest już zainteresowany.

15 lat służby w Policji poświęciłam głównie pracy profilaktycznej, aby zmniejszyć ilość utonięć i innych wypadków nad wodą, jak np. urazy po skoku na główkę. Wielokrotnie musiałam wpraszać się do placówek dydaktycznych, by takie zajęcia przeprowadzić. Dotarcie do dorosłych słuchaczy, czyli jak pokazują statystyki, potencjalnych ofiar utonięć, było i jest wręcz niewykonalne. Kto by tam myślał jesienią, zimą, wiosną, co będzie latem…

Koszmarne statystyki nagłych zgonów spowodowanych utonięciem czy wypadkiem komunikacyjnym pokazują, że współczesne społeczeństwo żyje chwilą. Liczy się to co tu i teraz. Kto we wrześniu zastanawia się, jak będzie wyglądać jego kondycja i zdrowie w czerwcu? Planowany jest czas urlopu, co po niektórzy zarezerwują wycieczkę czy bilet lotniczy by było taniej. Kto jednak planuje regularne bieganie, pływanie czy inną aktywność fizyczną? Duża część naszego społeczeństwa nie ma czasu, siły, funduszy, ale czy nie jest to tylko zwykła wymówka? Oczywiście sama sprawność fizyczna nie wystarczy, by obniżyć statystyki utonięć. Potrzebna jest nam jeszcze wiedza, która nie mieści się w Regulaminie Kąpieliska przeczytanym tuż przed wypoczynkiem nad wodą.

Gdzie szukać takiej wiedzy?

Niestety program szkoły podstawowej i ponadpodstawowej nie zawiera takiej tematyki. Przedmiot „Edukacja dla bezpieczeństwa” wprowadzany jest dopiero w 8 klasie. Po przejrzeniu kilku podręczników stwierdzam, że wiedzy dotyczącej bezpiecznego wypoczynku nad wodą latem czy zimą po prostu brak. Znajdziemy informacje o udzielaniu pierwszej pomocy osobom podtopionym czy wychłodzonym, ale wskazówek, jak się ustrzec przed takim ryzykiem, nie ma.

O tym, jak ważne jest kształtowanie wiedzy od najmłodszych lat nie muszę oczywiście wspominać. Niestety na lekcjach geografii nie dowiemy się, jak zbudowana jest rzeka i jakimi prawami się rządzi. Na „Edukacji dla bezpieczeństwa” nauczą, jak zachować się w trakcie powodzi, ale przyczyn jej powstawania już nie. Na fizyce nie poznamy właściwości i struktury lodu pokrywającej jeziora i rzeki, nie dowiemy się, jak tworzą się fale na wodzie i jak potrafią być niebezpieczne. Na biologii poznamy układ oddechowy, ale nie dowiemy się, co powoduje niedobór tlenu podczas np. nurkowania, albo jak poradzić sobie ze skurczem mięśni podczas wysiłku. Nasza wiedza szkolna to czysta teoria, daleka od codziennego życia. Ukłon w stronę nauczycieli, którzy potrafią połączyć teorię z praktyką.

Rozważając o potrzebie szczególnej edukacji w kierunku zwiększenia świadomości o zagrożeniach nad wodą nie można zapomnieć o nauce pływania. Podstawy unoszenia się na wodzie nasze dzieci, w większości, zdobywają w drugiej klasie szkoły podstawowej. Piszę „podstawy” bo przecież nie każdy czuje się jak „ryba w wodzie” po zaledwie kilku lekcjach w semestrze szkolnym. Mówi to osoba, która po zdobyciu dumnie brzmiącej karty „Już Pływam” dwa lata później topiła się w górskim jeziorze…

Podczas obowiązkowych lekcji pływania nie ma czasu na pokaz zachowania w wodzie w sytuacji zagrożenia. Nie ma prezentacji działania kamizelki ratunkowej pod okiem nauczyciela-instruktora. Takie braki skutkują później rzucaniem jej w kąt łodzi, a przecież chodzi tu o bezpieczeństwo.

Od czego zacząć zmiany?

Bazując na własnym doświadczeniu i wieloletniej pracy edukacyjnej z zakresu bezpieczeństwa nad wodą, mogę powiedzieć czego potrzebujemy, by statystyki nie zatrważały nas co roku w okresie, który powinien być zarezerwowany dla spokojnego i radosnego wypoczynku.

Po pierwsze, potrzebujemy zmian prawnych. Niewielkich, ale jakże ważnych poprawek. Przytoczę tu jeden przykład. Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 5 listopada 2010 roku w sprawie wymogów technicznych wyposażenia statków żeglugi śródlądowej mówi o liczbie wymaganych kamizelek ratunkowych. Niestety w żadnym akcie prawnym nie znajdziemy obowiązku nakładania takiej kamizelki. Po prostu wystarczy ją mieć. Dlatego tak często używana jest ona jako poduszka do siedzenia. A czasem niestety tylko gnije gdzieś w zakamarkach…

Po drugie, zwiększenie świadomości społeczności poprzez media. Tworzenie kampanii edukacyjnych promujących odpowiednie zachowania nad wodą o każdej porze roku. Powinny one trwać przez cały czas, a nie tylko podczas wakacji czy ferii zimowych. Warto pokazywać konsekwencje różnych zachowań, aby móc się przed nimi ustrzec.

Fantastyczna była kampania dotycząca jazdy po alkoholu, która uczyła nieudostępniania aut poprzez zabranie kluczyków osobom spożywającym alkohol. Niestety jej czas już się skończył, a problem jak był, tak wciąż jest aktualny. Chciałabym, aby zniknęły reklamy z alkoholami, a zamiast tego, aby była promowana zabawa na trzeźwo, szczególnie, gdy w tle widać wodę, żagle, plażę.

Po trzecie, zmiany w edukacji, o czym wspomniałam wcześniej. Niewiele trzeba by zwiększyć świadomość o prawach natury i naszym organizmie. To poskutkuje umiejętnością poradzenia sobie w sytuacji zagrożenia. Uczmy przewidywania konsekwencji naszych czynów. Piłeś – nie jedź, nie pływaj, itp.

Po czwarte, korzystajmy z dobrodziejstw współczesnej technologii – internetu, aplikacji, nowoczesnego sprzętu. Odrzućmy nonszalancję i brawurę, a do walizki spakujmy szacunek dla żywiołów, zdrowy rozsądek i wyobraźnię. Poszerzajmy wiedzę o elementy, które wydają się nam znane, ale tylko na pierwszy rzut oka. Nie bagatelizujmy informacji dostarczanych nam przez specjalistów. Bądźmy ciekawscy, ale i rozsądni. W końcu uczymy się przez całe życie.

Wiem, że swoimi rozważaniami „nie odkryłam Ameryki”, ale ostatnie doniesienia z mediów pokazują jak ważny jest to problem. Średnia utonięć w naszym kraju z ostatnich 10 lat to 560 ofiar rocznie. Zróbmy wszystko, aby kolejne wiadomości, po ciepłym weekendzie, nie zaczynały się od nagłówka „TRAGEDIA NAD WODĄ”. Zmiany w podejściu do tego problemu zacznijmy już dziś i oczywiście od siebie samych.