I nie rozłączy nas rak ani śmierć. Pomożecie?

  • Post category:Polska

Ślub braliśmy między jednym cyklem chemioterapii a drugim, bo już wiedzieliśmy, że zawsze razem, w zdrowiu i chorobie. Chorobie, która wdarła się w nasze życie, zniszczyła je z siłą huraganu… Asia, moja żona, ma raka, lekarze nie dają jej większych szans, żeby nie powiedzieć żadnych. Ale walczy o życie, dla siebie, dla mnie, a przede wszystkim dla naszych dzieci. Mamy małego synka i córeczkę… Ja walczę o nią i dlatego, gdy jest szansa, błagam o pomoc, bo wierzę, że Asia może pokonać raka, że będzie zdrowa. Link do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/joanna-handerek

Reklama

Fot. siepomaga.pl

 

Reklama

Asia: Rodzina zawsze była dla nas wszystkim, ale teraz wiemy, że jest jeszcze jedna rzecz równie ważna jak ona  – zdrowie… Najpierw byliśmy my – Rafał i ja, 8 lat temu z pary staliśmy się rodziną, urodziła się Flora. Nasza córeczka wie, że jestem śmiertelnie chora. Trudno byłoby to ukryć, zmianę widać gołym okiem, w ciągu kilku tygodni schudłam 14 kilogramów. Musiałam jeździć na chemię. Wracałam słaba, wymiotowałam. Mój stan pogarsza się z dnia na dzień. Dziś, gdy w ciągu kilku dni musimy zebrać tak ogromną sumę, nawet w jej szkole będą plakaty. Nie mamy innego wyjścia, być może to moja jedyna szansa, żeby przeżyć…

Rafał: Dwa lata temu urodził się Hugo, nasz synek. Słabo przybierał na wadze, w pewnej chwili zupełnie przestał rosnąć. Nie chodził, nie mówił. Ostatni rok to było jeżdżenie po szpitalach w całej Polsce, szukanie specjalistów, kolejne badania… Asia nie spała po nocach, przeszukiwała Internet, zdeterminowana, by znaleźć sposób, by pomóc naszemu synkowi. Jeździła z nim od lekarza do lekarza. W końcu zdiagnozowano, że Hugo ma chorobę nerek. Musi być na specjalnej diecie.

Asia: Nie da się opisać słowami, jaka strasznym przeżyciem dla rodzica jest choroba dziecka. To ogromny strach, stres, przejmowanie się… W końcu, po wielu bojach, Hugo zaczął chodzić. Pamiętam tą datę, 17 kwietnia. Odetchnęłam z ulgą, myśląc, że najgorsze za nami, że teraz będzie dobrze. A potem zaczął boleć mnie brzuch. Okropny, ostry ból. Na początku myślałam, że to przez stres, związany z chorobą synka, że na pewno wkrótce przejdzie. Nie przechodził… Starałam się jeść normalnie, a mimo to chudłam w oczach. Poszłam do lekarza na USG, potem na kolejne. Potem zaczęła mnie boleć lewa ręka, okazało się, że to zakrzepica żył. Trafiłam do szpitala, gdzie zrobiono badanie, sprawdzające poziom markerów nowotworowych. Lekarze byli już pewni, że to nowotwór.

Rafał: 3 lipca usłyszeliśmy diagnozę. Rak śluzowo-komórkowy żołądka wykraczający poza granice żołądka.

 

Asia: Szok – to mało powiedziane… Mam 34 lata, nigdy nie chorowałam, nigdy nie brałam nawet antybiotyku. A tu rak… Nie było jednak czasu na rozpacz. Trzeba było się ogarnąć i zacząć walczyć, dla dzieci. Tydzień później dostałam pierwszą chemię. Skutki były potworne, czułam się strasznie, słaniałam się na nogach, wymiotowałam. Najgorsze jest jednak to, że chemia nie zadziałała… Guz urósł o pół centymetra.

Rafał: 21 lipca wzięliśmy ślub. Stwierdziliśmy, że nie będziemy dłużej czekać, nie ma na co… Ślubowałem, że na zawsze razem, że póki śmierć nas nie rozłączy, wiedząc jednocześnie, że nie pozwolę, żeby Asię zabrała śmierć i rak! Lekarze podjęli decyzję o zmianie chemii na inną. Nie działa lepiej niż poprzednia… Asia znika w oczach. Zaczęłam szukać dla niej ratunku, innych metod leczenia, dzwonić, pytać… Zadziałał przypadek. W telewizji leciał reportaż o dziewczynie, która wyleczyła się z nowotworu dzięki niestandardowemu leczeniu w Meksyku, w CHIPSA Hospital. Poruszyłem niebo i ziemię, żeby skontaktować się z tamtymi lekarzami. Widzieli wyniki Asi, dostała kwalifikację do leczenia, każą jej przyjechać natychmiast.

 

Asia: Leczenie potrwa od 3 do 6 tygodni, w zależności od tego, jak mój organizm zareaguje na terapię… Muszę być w klinice 9 września. Każdy dzień, godzina, minuta działa na moją niekorzyść, słabnę, czuję się coraz gorzej. Choroba postępuje, jest jak lawina, która przygniata mnie z każdym dniem. Nie mogę pozwolić, by rak wygrał…

Rafał: W Polsce lekarze mówią, że Asia ma może 30% szans na życie. W Meksyku dają jej 60%. Rachunek jest prosty. W walce o  najwyższą wartość, jaką jest życie mojej żony, ma znaczenie każdy procent, każdy promil. Z każdym dniem jednak te procenty maleją… Koszt leczenia przekracza możliwości finansowe naszej rodziny, przyjaciół, znajomych… Dlatego proszę o pomoc, bo wiem, że zrobię wszystko, żeby uratować żonę. To jest nasza szansa, z której musimy skorzystać, być może jedyna… Musimy tam jechać. Musimy spróbować. I wygrać…

 

Asia: Chcę żyć, tak bardzo chcę żyć… Przecież bycie mamą mnie do tego zobowiązuje, nie mogę zostawić swoich dzieci! Nie pozwolę, by rak odebrał im mnie, nikt nie powinien wychowywać się bez kochającej mamy… Chcę zobaczyć, jak Flora idzie do komunii, jak Hugo zostaje przedszkolakiem, chcę nauczyć go czytać i pisać, chcę odganiać koszmary, przytulać, całować potłuczone kolana i pokazywać, jak piękny jest świat…

Błagam o pomoc, mam tak mało czasu, ale wciąż jest nadzieja, że wygram. Kocham mojego męża. Kocham moje dzieci. Chcę dla nich żyć. Bez Twojej pomocy nie mam jednak żadnych szans.