Wczoraj pisaliśmy o tym, że w samolot LOT lecący z Warszawy do Amsterdamu uderzył piorun: https://warszawawpigulce.pl/samolot-zawrocil-na-lotnisko-chopina-uderzenie-pioruna/
Reklama
Reklama
„Samego rażenia samolotu przez piorun nie widziałem, bo wszystko rozegrało się poza linią wzroku czyli nad głową. Akurat stałem pod ścieżką wznoszenia. Aby to zobaczyć, musiałbym patrzeć w górę pod dużym kątem. Lecz po obydwu grzmotach i nienaturalnie dużym rozbłysku coś mi podpowiedziało, że mogło mieć związek z samolotami. Było już ciemno. W dodatku niebo pokryła gruba warstwa nisko wiszących chmur. Zaczął sypać zmarznięty śnieg, a raczek krupy. Szeleściły gdy opadały na utwardzone powierzchnie. Na bardzo małym obszarze może o boku 2 km rozpętała się lodowa śnieżyca z zawieją. Nic jej wcześniej nie zapowiadało. Nagle doszło do pierwszego wyładowania, które było nienaturalnie jasne i głośne. Już sam fakt, że piorun pojawia się w styczniu było nienaturalne. A po dwóch minutach doszło do następnego wyładowania, jeszcze donośniejszego i jaśniejszego. Każde uderzenie pioruna zbiegło się z przelatującym w tym momencie samolotem. Pułap 200-300 m. Byłem przekonany, że obydwa samoloty zostały rażone piorunem. Po drugim uderzeniu uznałem, że dzieje się coś nienaturalnego, bo pioruny uderzyły w bardzo małym okręgu – może kilkuset metrów. Może pilot tego drugiego samolotu, który nie zawrócił, nawet nie zauważył, że został trafiony przez piorun i poleciał dalej.” – pisze Pan Mirosław.