Pani Sandra napisała list do męża: „Koguciku najsłodszy, byczku najmilejszy, knurku rozpłodowy”!

  • Post category:Polska

„Może jestem stara. Albo czegoś nie wiem. Nie kryjąc zażenowania portalami randkowymi typu Tinder – Srynder zapytuję – czy w naszej okolicy zdarzają się imprezy, spotkania, potańcówki, czy tam herbatki geriatryczne z uwzględnieniem osób, które – jasny gwint, jak to brzmi fatalnie – po prostu chcą kogoś fajnego poznać?” – pisze Pani Sandra.

Reklama

Reklama

Fot. Pani Sandra

Korzystając z okazji, wrzucam też #anons

Drogi mężu, jeszcze nieznajomy, piszę do Ciebie list. Dziś akurat, bo jutro mogę nie mieć czasu. Ja, żona Twoja przyszła, biegnę do ciebie pośród traw bujnych, wałeczki tkanki tłuszczowej za nic mając, niechaj podskakują na brzuszku i udach w rytm stąpnięć miarowych, stajnych, jednorodnych w swej miłosnej awangardzie.

Biegnę pośród traw, wdeptuję w placek krowi. Ciężarem swych nóg rozbryzguję go na boki. Przeklinam pod nosem. Biorę do ręki kartkę i ołówek. Zaczynam pisać.

Witaj Najmilejszy!

Najpierwej wyjawię ci, jak mocno będę cię kochała. Będzie to miłość najwznioślejsza, najkoślawsza, najbardziej utrapiona, jaką tylko można sobie wyobrazić – rano, wieczór, we dnie, w nocy. Będzie ci ze mną dobrze, jak nikomu na świecie…

Aby miłość tę naszą ogromną uzyskać w koncentracie, wykonam miksturę. Zbiorę ci ja koszyk utrapień i rozczarowań wszystkich kobiet porzuconych, niechcianych i samotnie wychowujących dzieci, wrzucę do kociołka. Potem dodam szczyptę zdrady (można zamiennie użyć olejku z oregano kropel trzy), dwa gorące bąki bezwiednie wypuszczane nocą, jedenaście chrapnięć mężczyzny, dwie puszki po piwie wypitym z kolegami, za kobiety, co nie rozumieją istoty bycia mężczyzną. Doprawię wszystko pokarmem, co się dziecku ulewa, szczyptą soli i dwiema łyżeczkami wywaru z teściowej, która za bardzo syna swego kochała. To wszystko podgotuję przez dwie noce, dla otuchy puszczając sobie marsza weselnego na zmianę z `Adagio G Minor`.

Kiedy wywar będzie gotowy i odpowiednio wystudzony, złapię cię, uciec nie dam, może być i tak, że na dziecko lub litość albo i bez – wszyćko zależeć będzie od tego, jak będziesz oporny na działanie koncentratu. Wleję ci ambrozji trzy łyżki w gardło, zatkam watką i zaczekam, jak się czeka na kiełkującą rzeżuszkę. Abyś jednak zbyt prędko nie zgnił, śmierdząco jak rzeżuszka, w noc poślubną wykąpię cię w formalinie i natrę spirytusem. Możesz także spodziewać się, że rok lub dwa po ślubie, zaczipuję cię jak psa najkochańszego, abyś nie raczył skakać w bok i nie podlewał w obcych ogródkach trawki równo przystrzyżonej, bez mojej zgody. Ostatecznie pomajstruję przy twoim błędniku. O mnie się nie martw, ja nie ucieknę. Kury zwyczajowo nie uciekają z grzędy, chyba że się kurnik wali, a i to nie zawsze, niestety.

Koguciku najsłodszy, byczku najmilejszy, knurku rozpłodowy. Biegnę do ciebie stopy gołe mając, kuśtykając z lekka. Buty utytłane w krowim placku porzuciłam na łące, w końcu, czego się nie robi dla miłości.

I znów przystaję, by parę słów napisać do Ciebie.

Pierwszy rok naszego małżeństwa, będzie ósmym cudem świata, eksploracją Rowu Mariańskiego lub rowu jako takiego, i tu nadadzą się także suteczki Wenus. W drugim pojawi się dziecko, a ty zaczniesz znikać, choć jeszcze nie tak całkiem, z widnokręgu, jak słońce za horyzontem. W trzecim nauczymy się, że życie to nie bajka, a w czwartym, że cisza bywa nieznośna, choć lepsza od krzyku (pomoże nam w tym teściowa). W piątym, przeżyjemy czas najtrudniejszy; wywar miłości przestanie działać. W szóstym twoje głośne beknięcia nie będą mi już stały na przeszkodzie w gotowaniu obiadów i prasowaniu koszul, podobnie jak tobie, że nie jestem Afrodytą. Wreszcie przestaniesz krzyczeć, gdy niespodzianie ujrzysz mnie w nocy w drzwiach sypialni. W siódmym odkryjemy na nowo Erosa, bo z braku laku człowiek ima się wszystkiego. W ósmym, zatęsknimy za Agape, a w mej głowie pojawi się cień tęsknoty za tym, że jednak nie wyniosłam się na Lesbos, gdy była ku temu sposobność. Od dziewiątego, skupimy się na wzniosłości Filos, a po osiemnastym dzieci nasze, zaczną pisać listy – podobne do tego, który ja dziś do ciebie piszę, miłością samą żyjąc, kłębki lęku pod dywan zamiatając – niech tam zalegają. Przyjdzie czas, to się je wymiecie.