Być może kojarzysz mnie z telewizji, bo 2 lata temu spełniłam jedno z moich najskrytszych marzeń, występując w finale programu The Voice of Poland. Mój głos dotarł do wielu osób, a dużej części widzów przypadł też do gustu. Dzisiaj słuchać go na żywo może jedynie moja poduszka i cztery ściany pokoju, w którym jestem praktycznie uwięziona… Tak bardzo chciałabym śpiewać, ale teraz muszę z całych sił wołać o ratunek!
Reklama
Reklama
Kiedy 4 lata temu przeszłam 18. operację kręgosłupa w moim życiu, miałam ogromną nadzieję, że ta osiemnasta będzie już ostatnią. Że te niezliczone śruby, które trzymają mnie od środka, żebym się nie rozpadła, będą pełnić swoją rolę już do końca moich dni. Nic z tego… Metalowy pręt pękł, właściwie przykuwając do łóżka. Jedyną szansą na powrót do sprawności i normalnego życia stała się okrutnie droga operacja w USA. Moje zdrowie wyceniono na ponad 5 milionów złotych…
Urodziłam się ze skrzywieniem kręgosłupa, na zdjęciu rentgenowskim widać je zresztą doskonale. Gdy miałam cztery lata, lekarze włożyli mnie w gipsowy gorset, a rodzice usłyszeli, że kiedyś będę potrzebowała operacji. Nikt wtedy się nie spodziewał, że będzie ich potrzeba aż tak wiele…
Pierwszy raz operowano mnie, gdy skończyłam osiem lat. Gdy o tym pomyślę, przypominam sobie śruby w czaszce i kolanach, a do nich przymocowane linki, na których końcach były woreczki obciążające. Leżałam tak 2 tygodnie, dzięki czemu moje ciało “urosło” o 10 cm. Ciągłe ograniczenia, opuszczanie szkoły i spotkań z przyjaciółmi stały się moją codziennością. Rzeczywistością, w której żyłam do 20 roku życia. To wtedy przeszłam tę osiemnastą, jak się teraz okazuje, nie ostatnią operację…
Wszystko posypało się w tym roku, gdy pojawiły się problemy z oddychaniem i kłucie w klatce piersiowej. Po dłuższych spacerach zaczynało mnie boleć biodro, przez co nie mogłam spać po nocach. Po badaniach okazało się, że stalowy pręt, który miał trzymać mój kręgosłup do końca życia – pękł już dwa lata temu! Starałam się żyć na maxa i w pełni wykorzystać dany mi czas. Koncertowałam, nagrałam płytę z zespołem, znalazłam wymarzoną pracę z dzieciakami. Często pomagałam, grając charytatywnie dla tych, którzy tej pomocy potrzebowali. Dzisiaj sama jestem w potrzebie…
Kiedy wszystko zaczęło się układać, mój wróg, który prześladował mnie od urodzenia, wrócił i to z siłą większą niż kiedykolwiek. Leżę bezradnie w łóżku, plecy mnie bolą, z oczu płyną łzy… Nie pracuję, nie mogę robić tego, co kocham… Trzeba raz jeszcze poskładać mój poharatany doszczętnie kręgosłup, ale operacja w Polsce niesie ogromne ryzyko, że przestanę chodzić. Dlatego zdecydowałam się na Stany Zjednoczone. Mają tam najnowocześniejszy sprzęt, wybitnych fachowców i o wiele mniejsze ryzyko powikłań. Niestety, ta wyprawa jest nieludzko droga…
Ponad 5 milionów złotych… Nawet nie potrafię sobie wyobrazić tak ogromnej kwoty, a muszę ją zebrać najszybciej, jak się tylko da. Każdy dzień może pogorszyć mój stan. Każdy nieuważny ruch może doprowadzić do nieodwracalnych zniszczeń… Kręgosłup to nie jest ręka, czy palec. To konstrukcja, która utrzymuje cały organizm. Jeśli się zawali, spod gruzów nie będzie już kogo ratować… Proszę, błagam o wsparcie. Będę wam dłużna tyle piosenek, tyle słów i tyle pokładów ciepła i energii, ile jestem w stanie wyemitować do końca mojego życia – za pomoc w stanięciu na nogi i w przyszłości na scenie.
Maja