Rak zabiera wzrok i życie… Mamy tylko 2 tygodnie, by ocalić Leosia!

  • Post category:Polska

Tego obrazu nigdy nie pozbędę się z głowy, zawsze będzie pod powiekami, jak tylko się zamkną… Leny leży uśpiony po zabiegu, taki spokojny. Taki przynajmniej miał być, dlaczego więc się ruszał? Coś mnie tknęło, podniosłem kołderkę, a tam… mnóstwo krwi! Mój syn się wykrwawiał. Zapanował chaos, wszyscy byli w szoku. Lekarz drżącymi dłońmi wykręcał numer w telefonie, nie było czasu do stracenia…LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/leny?fbclid=IwAR3y8tNmoXAfxgfMcYPDiiKSj29_F2SeuuUARihYrMKEk59vFYVuxP5NOiM#

Reklama

Reklama

Fot. siepomaga.pl

 

Dwa krwotoki z tętnicy udowej jednego dnia – to rezultat nieudanej próby podania Melphalanu. Ten lek miał dojść tętnicami do guza w oczku, by go zniszczyć. Wszystko jednak szło nie tak… Dzisiaj, cztery  miesiące od diagnozy i ciężkiej walki ze złośliwym nowotworem, jedyną szansą dla Leonarda jest leczenie w USA u doktora Abramsona. To jedyna nadzieja, żebyśmy powstrzymali raka, nim da przerzuty do mózgu! Jeśli tak się stanie, na ratunek będzie już za późno…

Mamy góra trzy tygodnie, tak nam powiedział nasz lekarz. Leny jest teraz w domu, nabiera sił. Po ostatnim krwotoku wszystkie wyniki leciały na łeb, na szyję… Nie da się tego nazwać inaczej, niż horror… Za niecały miesiąc musimy rozpocząć leczenie w USA. Potem okaże się, co dalej. Nie mamy już czasu, a koszt rozpoczęcia terapii ostatniej szansy jest gigantyczny. Nie mamy nic, tylko nadzieję, że znajdą się ludzie, którzy pomogą ocalić naszego synka…

13 września 2018 rok – to wtedy wszystko się zaczęło. Po badaniu okulistycznym usłyszeliśmy rozpoznanie: zmiana w plamce żółtej – podejrzenie nowotworu. Jak to możliwe? Leo nie miał jeszcze dwóch latek, skąd rak?! Niestety, badanie pod narkozą w klinice onkologii IPCZD potwierdziła diagnozę. Wtedy poznaliśmy imię tego potwora: siatkówczak, nowotwór oka złośliwy obuoczny.

Wszystko zmieniło się w jednej chwili. Nasz dotychczas uśmiechnięty, kochający zwierzęta i zabawę swoimi autami synek znalazł się w świecie bólu, łez, przerażenia i nieopisanego strachu. Zaczęło się leczenie. Bezpieczny dom zamienił się w szpitalną salę, własne łóżko w bezimienne, szpitalne, które wchłaniało już tak wiele łez bólu i rozpaczy… Sale operacyjne, bolesne zabiegi, chemia – to wszystko stało się codziennością.

Dwa podania agresywnej chemii nie przyniosły żadnych rezultatów, poza skutkami ubocznymi. Guzy w oczach nie zmniejszyły się ani o milimetr. Lekarze podjęli decyzję o podaniu Melphalanu przez tętnicę udową wprost do guza. Mieliśmy nadzieję, którą szybko zabiły wyniki – nie się nie zmieniło. Leny ma genetycznie bardzo trudną budowę tętnic, przez co utrudniony jest dostęp do guza. Mimo tego lekarze postanowili spróbować jeszcze raz. Nie udało się, nastąpiły krwotoki, synek był na granicy życia i śmierci…

W międzyczasie była krioterapia, która zadziałała tylko na guza w lewym oczku. Ten w prawym cały czas rośnie. Tkwi bardzo blisko nerwu, synek w każdej chwili może stracić wzrok! Jednak chyba bardziej boimy się przerzutów do mózgu. To będzie oznaczało, że rak wygra, a do tego nie możemy dopuścić!

Lekarze przedstawili nam dwie alternatywy: ponownie włączyć agresywną chemię, która przecież już raz nie zadziałała, albo spróbować leczenia za granicą, w klinice doktora Abramsona, gdzie mają największe na świecie doświadczenie w terapii siatkówczaków. Wybór był tylko jeden…

Tydzień temu zdecydowaliśmy, że lecimy, by dać Leosiowi ostatnią szansę. Walczymy o wzrok i życie, a tu nie może być miejsca na żaden błąd… Teraz trwa przerwa w leczeniu, jesteśmy z synkiem w domu. Boimy się, co będzie jutro, lekarz powiedział, że nie mamy wiele czasu. Terapia w USA powinna zacząć się już za 3 tygodnie, ale najpierw musimy zapłacić za leczenie. Gigantyczną kwotę… Dlatego jesteśmy tu i bardzo prosimy o pomoc. Nasz Leny ma szansę na pokonanie nowotworu, jeszcze nie jest za późno!

Piotr, tata