Powinien właśnie chodzić do pierwszej klasy, a zamiast tego nasz 7-letni syn Kacperek walczy o życie. Zaatakował go rak mózgu – glejak o IV, najwyższym stopniu złośliwości. W Polsce pozostaje nam jedynie czekanie na śmierć, bo tutejsi lekarze dają Kacperkowi najwyżej rok życia. Musimy ratować nasze dziecko leczeniem za granicą bo tylko tam dysponują metodami rokującymi jakiekolwiek nadzieje… LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/zycie-kacpra?fbclid=IwAR0y9AKpisvKCt6nxtVtVFbHZRAlStHyCy2Tra2VlWlTA7yfFagJgJ9yEmU
Reklama
Reklama
Nasz koszmar trwa 2 miesiące, a mnie wydaje się jakby to była wieczność. Czas zupełnie wycięty z życiorysu, przeplatany strachem zmieszanym z niepewnością i przerażeniem. Choroba, potworny nowotwór przystawił broń do głowy naszego dziecka i w każdej chwili może wystrzelić. Nie ma litości i nie będzie czekał, aż będziemy gotowi… A przecież nie da się przygotować na śmierć własnego dziecka…
We wrześniu zaczęły Kacperka boleć nogi. Myśleliśmy, że to ze zwykłego zmęczenia. Kiedy jednak jego stan się pogorszył i doszedł ból głowy, pojechaliśmy do szpitala. Tam lekarz spojrzał mu w oczy i już wiedział, że sprawa jest poważna. Zrobiono tomograf, który ujawnił guza wielkości orzecha włoskiego. Następnie Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie rezonans magnetyczny odkrył przed nami pełną, bolesną prawdę. Glejak IV stopnia w pniu mózgu, rozlany – bez szans na operację. Nasz świat się rozsypał w jednej chwili, jak domek z kart…
Kacperek zupełnie nie wiedział co się dzieje. Dlaczego zamiast być w szkole, jego drugim domem stały się szpitalne oddziały. Te najsmutniejsze, z których tak często się już nie wraca… Chemia i 6-tygodniowa radioterapia – to jedyne metody leczenia w Polsce. Kończymy radioterapię za 1,5 tygodnia i czekamy… Dopiero po kolejnych 5-6 tygodniach zostanie wykonany następny rezonans magnetyczny, który da nam odpowiedź, co dalej…
Nie możemy przez ten czas siedzieć z założonymi rękami i czekać. Nie ma się co oszukiwać, wiemy, że zwykła chemia nie wystarczy. Powiedziano nam jasno i wyraźnie – tutaj został Kacperkowi maksymalnie rok. Dlatego rozpoczęliśmy poszukiwanie ratunku poza granicami kraju i odnaleźliśmy ośrodek w Monterrey w Meksyku, gdzie stosuje się o wiele nowocześniejsze metody niż w Polsce. Przede wszystkim leki podawane są w bezpośrednią okolicę guza przez cewnik wprowadzany w tętnicę. To zwiększa skuteczność leczenia i zmniejsza skutki uboczne. Oprócz tego – immunoterapia, wzmacniająca organizm do walki z komórkami nowotworowymi. To nasza realna szansa. Niestety, kosmicznie droga…
Człowiek przez wiele lat używał słowa strach, ale dopiero kilka tygodni temu poznał, co ono tak naprawdę oznacza. Nie da się tego opisać słowami. Ból, cierpienie, nieprzespane noce… Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby go uratować. Tylko to się teraz liczy. Prosimy więc o pomoc, bo sami nie damy rady. To zbyt duża kwota… Bez leczenia w Monterrey, które możemy zacząć na przełomie stycznia i lutego, pozostanie nam już jedynie czekanie, na to co w tej chorobie nieuniknione… Kacperek ma całe życie przed sobą, nie możemy pozwolić, żeby tak szybko zgasło.
Magda – mama Kacpra