Moja Ola – miłość mojego życia, podpora, która nawet w najtrudniejszych momentach umiała podnieść mnie na duchu. Ta, dzięki której wiedziałem, że razem jesteśmy w stanie pokonać wszystkie przeciwności losu. Matka moich synów, która od porodu każdy swój dzień poświęcała opiece niepełnosprawnemu Marcinowi. Jeśli między nami są anioły, to Ola jest nim na pewno. Niestety, rak nie wybiera. Dopadł ją, ale obiecała mi, że się nie podda, że będzie walczyć, a ja muszę jej w tym pomóc! Ta walka jednak kosztuje, a my nie mamy na nią pieniędzy. Nie chcę sobie nawet wyobrażać życia bez niej, dlatego proszę, pomóż nam… LINK: https://www.siepomaga.pl/ola-urbanska?fbclid=IwAR1kirWAuudTwI9fQJ6X42MFLRL4rsPO6cjig-6fvr3hZFRTogVduJR23ys
Reklama
Reklama
Gdyby nie Ola, to to, co dostaliśmy od losu postrzegałbym jako dramat. Poznaliśmy się w 1978 roku, dwa lata później zgodziła się zostać moją żoną. Niedługo później na świat przyszli nasi synowie – bliźnięta jednojajowe, Marcin i Grzegorz. Tu skończyło się rodzinne szczęście; sielanka, którą do tej pory żyliśmy. Marcin – starszy z naszych synów – urodził się w zamartwicy. Nigdy nie zapomnę tego rozdarcia. Grzegorz – nasz zdrowy syn z Olą w jednej sali i reanimacja Marcina w drugiej. Do dziś Marcin jest niepełnosprawny, z czterokończynowym dziecięcym porażeniem mózgowym. Drugi syn to dziś mąż naszej synowej Wioli i ojca naszych dwóch wnuczek – Martusi i Natalki.
Opieka nad Marcinem do niedawna była priorytetem. Wspólnie z Olą przebijaliśmy mury administracyjne i ludzkie. Dzięki kredytom liczonym w dziesiątkach tysięcy złotych, które spłacamy do dziś, udało nam się dostosować dom dla jego potrzeb. Pielgrzymowaliśmy od lekarza do lekarza, z turnusu na turnus. Rehabilitacja, warsztaty terapii zajęciowej doprowadziłī do tego, że Marcin, choć ograniczony ruchowo, jest w pełni sprawnym intelektualnie człowiekiem.
Sądziliśmy, że wszystko, co najgorsze już za nami. Nasza historia pokazała nam jednak, że nigdy nie można niczego takiego zakładać. Na początku 2018 moja Ola poczuła się gorzej. Sądziliśmy, że bóle kręgosłupa to efekt opieki nad Marcinem, wynik dźwigania. W lutym diagnoza pozbawiła nas złudzeń… Ola zachorowała na raka trzustki. Guz okazał się nieoperacyjny. Nigdy w życiu tak nie przeklinałem losu…
Lekarze powiedzieli, że chemia powinna pomóc. Wchodziliśmy na oddział onkologii ze strachem w sercu i, choć pierwszy cykl dał regresję zmiany, w czasie drugiego doszło u Oli do reakcji anafilaktyczej! Lekarze musieli przerwać chemioterapię, bo ta mogłaby zabić Olę.
Po raz kolejny płakałem jak dziecko, gdy nikt mnie nie widział. Sądziłem, że to koniec. Dziś jednak wiem, że jesteśmy w najlepszych rękach. Usłyszeliśmy o metodzie Nano-Knife, która stwarza szansę dla chorych z nieresekcyjnie położonym guzem trzustki! Dotarliśmy do specjalistów z Warszawy, którzy potwierdzili, że jest szansa na takie leczenie.
Pozostał do rozwiązania jeden problem. Metoda nie jest refundowana, więc musimy zdobyć pieniądze na zakup elektrod. Przy naszych zobowiązaniach, jakie zaciągnęliśmy, by przystosować dom dla Marcina, kwota niemal 40 tysięcu złotych jest kosmiczna. A tyle na dziś kosztuje życie mojej Oli. Bez niej nie dam rady, Ola jest naszą siłą napędową od 37 lat.
Nasi synowie wiedzą, że choroba ich mamy jest bardzo poważna. Marcin szczególnie mocno to przeżywa. Nie mogę pozwolić na to, by stracił tak bliską mu osobę! W imieniu swoim, naszych synów i jej proszę, pomóż uratować jej życie…