Błagam, pomóżcie mojemu dziecku przeżyć!

  • Post category:Polska

Sprawiliście, że miłość mojego życia, mój synek żyje, że mogę wziąć go na ręce, przytulić, zrobić dla Was zdjęcie. Wciąż pamiętam, jak to było żyć ze śmiertelnie chorym dzieckiem w brzuchu, jakie myśli mi wtedy towarzyszyły i jaki smak ma cierpienie, które czuje matka, walcząca o życie dziecka. Pamiętam, jak zastanawiałam się nad tym, co mogłabym napisać, gdybym prowadziła bloga. LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/sercetomka2

Reklama

Fot. siepomaga,pl

Wtedy, kiedy byłam najbardziej przerażoną kobietą na świecie, widziałam tylko śmierć czekającą na horyzoncie. Dzisiaj, dzięki Profesorowi Edwardowi Malcowi i wszystkim ludziom, którzy nam pomogli, mogę przedstawić mojego synka całemu światu.

Reklama

Dzisiaj jestem szczęśliwą matką, która chciałaby skakać z radości, ale na dnie serca nadal czuję ten potworny, paraliżujący strach. Pamiętam dzień, w którym dowiedziałam się, że moje dziecko ma krytyczną wadę serca. Na moment cała radość z ciąży umknęła, byłam przekonana, że wydano wyrok na mojego synka, że nie będzie mi dane cieszyć się jego malutkimi rączkami czy słodkim uśmiechem. Potem zobaczyłam dzieci, które z tak ciężką wadą jak mój synek, mają po kilkanaście lat i mimo tej wady żyją w miarę normalnie. To dało mi siłę i było jak obietnica, której matka w takiej chwili potrafi uczepić się do granic możliwości. Pojawiła się nadzieja i wola walki.

Postanowiłam sobie, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby naprawą serduszka Tomusia zajęli się najlepsi specjaliści. I tak zapadła decyzja o wyjeździe do niemieckiej kliniki w Munster, gdzie operują polscy lekarze Profesor Edward Malec oraz Docent Katarzyna Januszewska. Na uzbieranie pieniążków na operację mieliśmy zaledwie miesiąc. Z pomocą wielu ludzi o dobrych sercach zdążyliśmy i uzbieraliśmy potrzebną sumę na czas.Teraz wiem, że decyzja, by serduszko Tomka zostało zoperowane przez Pana Profesora oraz Panią Docent była najlepiej podjętą decyzją w moim życiu! Wiem też, że gdyby nie Wasza pomoc nie byłoby nam to dane. Żadne słowa nie są w stanie wyrazić wdzięczności za okazaną pomoc! 

8 maja 2017 roku o 7:30 urodził się mój synuś. Od tego dnia wiem, że od skrajnego przerażenia do absolutnego szczęścia jest tylko kilka sekund. Ta chwila, ten najcenniejszy moment gdy Tomek pojawił się na świecie i wykrzyczał pełną piersią, że już jest, wciąż przywraca łzy radości.

Tomuś natychmiast dostał lek, który miał za zadanie utrzymać go przy życiu do czasu operacji. Lekarze dali sobie czas, by zrobić ostatnie badania, przygotować się jak najlepiej. W siódmej dobie życia odprowadziliśmy Tomusia na salę operacyjną… W tym czasie powinien spać w moich ramionach, a nie walczyć o życie.

Większość noworodków potrzebuje jedzenia, ciepła i dotyku matki po urodzeniu. Mój synek potrzebował skalpela i doświadczenia ludzi, od których zależało wszystko. Z jednej strony byłam spokojna, wiedziałam, że oddaje go w ręce najlepszego zespołu kardiochirurgów. Z drugiej strony umierałam ze strachu, bojąc się, czy będzie na tyle silny, by przeżyć. Po kilku stresujących godzinach dostaliśmy wiadomość, że operacja się udała i Tomuś właśnie przyjechał na oddział intensywnej terapii.

Rozdygotana, ze łzami w oczach, weszłam z mężem do windy i ruszyliśmy na 19 piętro. Ogarniał mnie ogromny strach przed widokiem, na który wiedziałam, że wciąż nie jestem gotowa. Stałam bezwiednie wpatrując się w numery, które wyświetlała winda. Gdy zobaczyłam go po raz pierwszy po operacji zamarłam, bałam się do niego podejść, widząc wokół jego małego ciałka mnóstwo kabli i rurek pompujących w niego leki, dostarczających tlen. Taki widok dla rodzica jest trudny, jednak najtrudniejszy dla mnie był moment, gdy usłyszałam płacz Tomusia, tak bardzo zmieniony od intubacji. Stałam i płakałam razem z nim. Bezsilność rozrywała moje serce. Nie mogłam go jeszcze wziąć na ręce – było za wcześnie – mogłam jedynie głaskać go po rączce i nucić kołysankę przez łzy.

Z każdym  dniem znikały kolejne strzykawki z lekami i Tomuś nabierał sił. Po 8 dniach  został przewieziony na oddział kardiologii. Mogliśmy być przy nim cały czas, a gdy na chwilę musieliśmy wyjść, opiekowały się nim wspaniałe, troskliwe pielęgniarki, które nosiły go i śpiewały, gdy zapłakał. Po  8 dniach spędzonych na kardiologii, dostaliśmy wypis z kliniki, a  1 czerwca wyruszyliśmy w powrotną drogę do Polski. Chcieliśmy zapomnieć, zostawić strach o Tomusia za plecami ale wiem, że to jeszcze nie koniec walki.  Przed nami drugi etap operacji. Bez tego serce naszego synka zacznie słabnąć i sobie nie poradzi. Dlatego zwracam się do Was po raz drugi o pomoc.

Proszę, pomóżcie, byśmy ponownie mogli powierzyć życie naszego Tomusia w ręce najlepszych lekarzy. Pisząc to patrzę na Tomka, widzę jak śle do mnie swoje piękne uśmiechy, jak wpatruje się we mnie tymi swoimi mądrymi oczkami. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym go stracić. Jest moim małym skarbem i choć ma tylko pół serduszka, to dla nas jest idealny. Leon, nasz starszy syn ma niecałe dwa latka, a już tak bardzo chce opiekować się młodszym bratem. Każdego dnia bezinteresownie podchodzi do swojego braciszka, wpatruje się w niego, przytula i daje mu buziaki. Często gdy Tomuś zaczyna płakać, Leon przybiega, woła „Tom!,Tom!” i ciągnie mnie w jego stronę, kołysze w bujaczku lub podaje mu smoczek i zabawki. Cieszy nas, że od razu zatliła się między nimi braterska więź. Już nie mogę się doczekać kiedy nadejdą dni, gdy będę patrzeć, jak świetnie się razem bawią, jak grają w piłkę.

By nasz starszy synek Leoś nie stracił brata, którego już tak bardzo mocno pokochał, potrzebna jest kolejna operacja serca w listopadzie. Do tego miesiąca musimy uzbierać potrzebną kwotę, a czas tak szybko ucieka. Nie umiem już spać wiedząc, że Tomuś znów trafi na OIOM na 19 piętrze, ale wiem, że to jedyna szansa, by mój synek mógł żyć.

Nasza miłość do Tomka jest ogromna, ale niestety nawet tak wielką miłością nie jesteśmy w stanie pokonać bariery jaką są pieniądze.