Pamiętacie historię Diany? Bezdomnemu skradziono psa – sukę. W poszukiwania zaangażowały się media i mieszkańcy Warszawy. Cała grupa osób była zaangażowana w powrót Diany do zdrowia. Teraz Pani Beata opisała ciemną stronę tej historii. Warto przeczytać.
Reklama
Reklama

„Dziś chcielibyśmy podzielić się z Wami smutną historią Diany, opisaną przez jedną z wolontariuszek ze schroniska na Paluchu, gdzie obecnie Dianka przebywa po raz 21wszy.. Sunia należy do bezdomnego żyjącego w Warszawie i potrzebuje naszej pomocy oraz nagłośnienia sprawy, bo bez tego będzie jeszcze wielokrotnie wracać na zmianę to na ulicę to do schroniska.. ![]()
„Wielu warszawiaków zna Dianę. Diana od pięciu lat stanowi element miejskiej legendy – wiernej suki bezdomnego pana. Suka piękna, rasowa, pan z barwnym życiorysem, którym chętnie dzieli się z przechodniami. Od pięciu lat są stałym obrazkiem w Śródmieściu i jeśli zaspokajają wasze zapotrzebowanie na wzruszenia jak człowiek kocha psa a pies człowieka, to dalej czytać nie musicie.
Bo dalej nie będzie już wzruszająco.
O Dianie zrobiło się głośno gdy zniknęła. Została porwana czy skradziona a jej bezdomny człowiek szukał w mediach pomocy w jej odnalezieniu. Odzew był potężny. W sprawę zaangażowało się wiele osób, miasto wytężyło wzrok. Internet i gazety pokazały zdjęcie zrozpaczonego pana ze zdjęciem psa. W sprawę zaangażowali się pisarze, dziennikarze, miłośnicy psów. Kreślili sylwetkę człowieka na życiowym zakręcie i jego determinację w odnalezieniu “jedynej przyjaciółki”. Dianę odnaleziono po trzech miesiącach. Stanowiła ozdobę życia innych bezdomnych, w przerwach ich narkotycznych ciągów, na ursuskim squocie. Rozchwiana emocjonalnie, chuda, zaniedbana trafiła na Paluch a dobre dusze popędziły w miasto szukać jej pana. Nikt wtedy nie rozumiał milczącego sceptycyzmu pracowników schroniska. Bo dziwnie nie podzielali dokumentowanej filmikami euforii połączenia, po dramatycznej rozłące, Diany i jej pana. Ktoś gdzieś bąknął , że ta suka to na Paluchu stały bywalec, że już tu lądowała z pociętymi od szkła łapami, zaopatrywana w schroniskowym ambulatorium. Że bieżące szczepienia to też tylko zasługa schroniskowej procedury a nie uwagi opiekuna. Ale kto by tego słuchał wobec tylu nowych wzruszeń. Miejskie reality show… Grupa pomocowa deklarowała wsparcie długofalowe, Diana jeździła na diagnostykę, szykowała się do sterylizacji i nagle coś poszło nie tak. Z sieci zniknęły filmiki i wszelkie informacje o dalszych losach pary. A suka… znalazła się na Paluchu.
I lądowała tam jeszcze kilka kolejnych razów.
Teraz trochę faktów: Diana przebywała na Paluchu 20 razy! Przebywała też kilka razy w schronisku innego polskiego miasta. A każdy jej pobyt oznaczał moment, gdy jej człowiek tracił kontrolę nad swoim życiem: był odtruwany, hospitalizowany lub dochodził do siebie w izbie wytrzeźwień. Bo ich jest troje: Diana, jej pan i ciężkie uzależnienie od alkoholu. Skrzętnie przemilczane w oficjalnej wersji legendy o wzajemnej miłości. Diana jest psem o psychice w strzępach. Niestabilna, znerwicowana, przechodząca z rąk do rąk, kradziona, okaleczana w ulicznych burdach, uczestnicząca we wszystkich aspektach ludzkiego życia na krawędzi. Odławiana przez Straż Miejską, Policję, w sytuacjach gdy usiłowała bronić nieprzytomnego pana, przeżywająca stres przewożenia do schronisk, stres przechodzenia procedury przyjęcia i stres czekania w klatce kwarantanny na swojego człowieka.
Kochani przechodnie, mijając naszą parę, zdejmijcie różowe okulary! Mijacie psa, któremu ciężko chory człowiek zgotował piekło. Wieloletnią psychiczną torturę niekończących się rozstań w drastycznych okolicznościach i niekończącą się udrękę czekania na jego powrót. Gdy widzicie, że pan Diany zbiera “dla niej” pieniądze i wspieracie go, to w rzeczywistości, każdym kolejnym datkiem dopychacie tego człowieka do dna jego uzależnienia a psu fundujecie kolejny psychiczny rollercoaster.
Opieka and zwierzęciem i alkoholizm nie idą w parze!
Schronisko na Paluchu wielokrotnie usiłowało przerwać ten upiorny kołowrót kolejnych przyjazdów psa w wyniku interwencji. Jest cudem lub zasługą wielu ludzi, że suka nie zginęła jeszcze pod kołami.
Pan Diany uparcie nie rozważa zrzeczenia się suki. W końcu dzięki suce utrzymuje się z żebractwa. Dowodzi, że jest nakarmiona, ma książeczkę zdrowia z aktualnymi szczepieniami. W świetle polskiego prawa to wystarczy, by uznać, że opieka nad psem jest sprawowana właściwie. Po każdej niedyspozycji zgłasza się po nią do schroniska. Bywa, że po odbiorze wraca w swoje rejony, gdzie uszczęśliwieni mieszkańcy sowicie “nagradzają go” za miły dla ich oka widok datkami, w wyniku których, jeszcze tego samego dnia, libacja z kolegami kończy się odwiezieniem pozostawionej samej sobie Diany na Paluch !
Wstrząsającym jest, że wszczęcie z inicjatywy schroniska procedury czasowego odbioru psa, wobec, w naszej ocenie, rażącego naruszenia Ustawy o ochronie zwierząt, zostało odrzucone przez Prokuraturę. A decyzją Burmistrza nakazano zwrot psa właścicielowi. Prokuratura, Urząd Dzielnicy to ludzie. I jeśli są to ludzie, którzy nie znają potrzeb gatunkowych psów a ich dobrostan widzą z tej samej optyce co przechodnie, których wzrusza, że pan psu kupi batonika – to dla Diany nie ma już ratunku.
Gdy wszczęto procedurę, suka po raz pierwszy została dłużej w schronisku. Po raz pierwszy też wyszła z trybu oczekiwania. Poznała nowych opiekunów, nowe pory karmienia, trasy spacerowe, weszła w rutynę tak ważną dla psiej psychiki. I stał się mały cud. Znerwicowana suka zaczęła się stabilizować. Pokazała, że umie się bawić, cieszyć spacerami. Diana nie miała świadomości, że jest przedmiotem w postępowaniu sądowym a przez to jej droga do adopcji jest zamknięta. Ale nawet w warunkach schroniska po raz pierwszy jej życie było stabilne. Byłaby wspaniałym domowym psem. A jest żebraczą maszynką do datków. Skarbonką. Nie można jej nawet wysterylizować ( pan roi fantazje o szczeniaczkach, z resztą Diana już rodziła ). Suka się starzeje. Już teraz ma zaczątki dysplazji i spondylozy. Jeśli kiedyś trafi tu na dłużej, z otwartą drogą do adopcji, będzie pewnie niechodzącym owczarkiem z niedowładami tylnych łap. Psia niepełnosprawność bardzo weryfikuje ludzkie uczucia i chęć opieki, kolejka już się nie ustawi….
Będziemy wtedy wspominać dziesiątki jej pobytów w schronisku, chybione decyzje urzędników i zmarnowane psie życie, któremu tyle ludzi przyglądało się obojętnie w centrum wielkiego miasta. ” NIC NIE ROZUMIEJĄC.” – pisze Pani Beata
