Autentyczna scena, którą opisała nam nasza znajoma związana ze służbą zdrowia. Wklejamy do przemyślenia. Czy każdemu należy się pomoc do samego końca czy może niekoniecznie?
Reklama
Reklama

„Dziś. Moje osiedle. Podjeżdża karetka (ratownicy klną jak szewcy na „architekta”, który gazonami obstawił dostęp do wielu miejsc w środku osiedla, a klną słusznie). Widzę człowieka nieprzytomnego na ławce. Okazuje się, że to osiedlowy narkoman. „Panowie, wiecie, że on jest naćpany?”. Ratownik odpowiada „Wiemy, byliśmy u niego godzinę temu. Wtedy jeszcze kontaktował. Raz w tygodniu go zbieramy w takim stanie, dostanie trochę witamin, elektrolity i znów się wypisze na własne żądanie.”. Nieprzytomnemu towarzyszy kolega (zawsze są we dwóch).
Jest w odrobinę lepszym stanie od beneficjenta akcji I słyszę: „Panowie, byłoby lepiej, jakby był na programie metadonowym, to by dał radę”. Rodzi się we mnie pytanie dlaczego nie jest? Czy dlatego, że to oznacza leczenie detoksykacyjno – odwykowe? I tak sobie myślę. To ich wybór. Mają do niego prawo. Tylko dlaczego załoga karetki pogotowia musi w ciągu godziny zmagać dwukrotnie się z konsekwencjami ich wyboru? Przecież w tej samej chwili gdzieś może potrzebować ich pomocy ktoś, kto nie wybierał zawału serca, wypadku czy udaru…”