Warszawska „Gazeta” dotarła do sensacyjnych materiałów na temat nie jednego, a nawet kilku pytonów na Wisłą. Jak to możliwe? Śpieszymy z wyjaśnieniem.
Reklama
Reklama

Czytelniczka dziennika podesłała dziennikarzom linka do portfolio jednego z fotografów.
Okazało się, że człowiek ten wykonuje erotyczne sesje zdjęciowe kobiet w towarzystwie pytonów. Ujęcia są różne, od kobiet oplecionych przed gady, po takie, gdzie leża one luzem na polnej drodze.
W rozmowie z dziennikarzami fotograf wyjaśnił, że wszystkie węże są w domu i żaden mu nie uciekł.
Co więc w tym odkrywczego? Otóż kilka dni temu do policji w Piasecznie zgłosił się paralotniarz, który z góry widział, jak mężczyzna z furgonetki wypuszczał węża. Okazuje się, że był to najprawdopodobniej ten sam fotograf, który nie wypuszczał gada, a jedynie przygotowywał go do sesji zdjęciowej.
Czy to możliwe, że któryś z gadów zrzucił również wylinkę? Być może. Nie tłumaczy to jednak doniesień o wężu widzianym przez wędkarzy i atakującym psa czy bobra.