Pani Basi śmierć zajrzała w oczy. Objawiła się nieresekcyjnym guzem wątroby. Jedyną jej szansą jest zabieg z użyciem NanKnife, do którego została zakwalifikowana w CSK WUM na Banacha Warszawie. Operacja jest finansowana prze z NFZ poza jednym – najważniejszym elementem – elektrod do nieodwracalnej elektroporacji. Ich koszt to 37.000,00 zł. Brakuje jeszcze niespełna 14.000 zł. Roczna obserwacja pacjentów po zabiegu z użyciem IRE poddanych w tym szpitalu daje potwierdzenie ponad 90 % skuteczności metody… Naprawdę jest o co walczyć. Bo przecież jutro każdy z nas może stanąć oko w oko z nieresekcyjnym guzem trzustki lub wątroby… LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/babcia-basia
Reklama
Reklama
“Bóg nie może być wszędzie, dlatego stworzył babcię” – te słowa są szczerą prawdą. W oczach mojej babci widzę bezwarunkową miłość, troskę, łzy szczęścia, ale także bólu. Te ostatnie niestety dziś przeważają… Moją ukochaną babcię zabija rak. Jest operacja, która może ją uratować, ale nie jest refundowana. Wycięcie guza metodą Nanoknife – to nasza ostatnia nadzieja. Zrobię wszystko, żeby ją uratować. Błagam, pomóżcie mi w tym…
To ona pokazała mi świat i sprawiła, że dzieciństwo było bajką. Do tej pory jest mi najbliższą osobą na świecie. Zawsze miała dla nas, dzieci i wnuków, dobre słowo, ciepły uścisk i kawałek czekolady, przemycony w tajemnicy przed rodzicami. Zawsze uśmiechnięta, przeganiała małe i większe smutki. Najlepsza babcia, mama i żona na świecie! Wiem, że nikt nie żyje wiecznie, ale moja babcia jest jeszcze za młoda, by umierać! Dlaczego więc ten okropny nowotwór chce nam ją odebrać?
Los nie jest sprawiedliwy. Poskąpił mojej babci tego, co jest najważniejsze – zdrowia. Gdyby nasza miłość mogła ją uzdrowić, już w tej chwili pozbyłaby się tej najgorszej choroby na świecie. Nie załamujemy się, bo znamy sposób, by ją uratować. Moja babcia ma dużą szansę wyjść zwycięsko z tej najważniejszej walki! Mamy siły, by do niej podejść, ale nie mamy pieniędzy… Nanoknife nie jest refundowany, a my mamy bardzo mało czasu, by uzbierać niezbędną kwotę.
Sądziliśmy, że nasza rodzina przeszła już wystarczająco dużo, że wyczerpaliśmy limit cierpienia, a teraz już wszystko będzie dobrze… Moja siostra urodziła się ciężko chora. Toksoplazmoza zabrała ją zbyt wcześnie z tego świata – miała zaledwie 13 lat. Mimo swojej choroby, a może właśnie przez nią, była oczkiem w głowie dziadków. Tego dnia, gdy umarła, poszli na grzyby. Wrócili, zaszli do nas pochwalić się efektami grzybobrania. Do dzisiaj pamiętam ich radosne twarze, które pojawiły się w drzwiach. Zobaczyli łzy w naszych oczach, poczuli atmosferę rozpaczy i już wiedzieli – ich wnuczka odeszła. Pamiętam koszyki, które nagle wypadły im z rąk…
Czas minął, a my nauczyliśmy się żyć dalej. To znowu babcia okazała się być dla nas największym oparciem. Teraz musimy odwdzięczyć się za wszystko, co dla nas robiła. Teraz to my walczymy o nią, bo wierzymy, że wyzdrowieje i będzie z nami jeszcze wiele lat…
Na początku ukrywała, że boli ją brzuch. Jednak ból stawał się coraz silniejszy, odbierał sen, uśmiech i radość życia. W końcu babcia dała się namówić na wizytę u lekarza. Niepokój w jego oczach zasiał strach w naszym życiu. Pojechaliśmy na badania całą rodziną, ale po ich wynik dziadkowie pojechali sami. Czekaliśmy na nich w domu z duszą na ramieniu. Gdy wrócili, już wiedzieliśmy. Nie musieli nic mówić. Załamanie, rozpacz i ogromny ból było widać na pierwszy rzut oka. Moi dziadkowie są dla mnie wzorem miłości – niedawno obchodzili 50 rocznicę ślubu, a kochają się tak, jakby minął dopiero rok! Dla dziadka choroba babci była jeszcze większym ciosem, niż dla niej samej. Nie pozwoliliśmy im się poddać. Postanowiliśmy wygrać walkę z przeciwnikiem, którym okazał się być złośliwy nowotwór wątroby.
Niedługo potem babcia trafiła na stół operacyjny. Po operacji lekarz mówił, że wszystko będzie dobrze, że udało się wyciąć nowotwór! Radość trwała tydzień. Potem przyszli i powiedzieli, że to wszystko nieprawda, że raka wcale nie udało się wyciąć. W czasie operacji okazało się, że guz jest umieszczony w obrębie struktur krytycznych dla życia babci Basi, przez co jest nieoperacyjny. Operację przerwano, ale niestety przypadkiem uszkodzone zostały przewody żółciowe. Pozwolili nam tydzień żyć wielką radością, którą potem brutalnie odebrali. Jak można zrobić coś tak podłego!?
Przez kolejne tygodnie moja babcia, dotąd pełna życia, cierpiała z bólu przykuta do łóżka, ale nawet wówczas starała się pocieszać swoją rodzinę. Właśnie wtedy, w najgorszym momencie życia, pojawiła się ostatnia deska ratunku – operacja metodą Nanoknife. Odzyskaliśmy nadzieję, mieliśmy o co walczyć! Operacja jest jednak bardzo kosztowna i niestety nie jest refundowana… Potrzebne jest ponad 35 tysięcy zł, a takiej sumy niestety nie mamy. Musimy się śpieszyć, bo życie mojej ukochanej babci ucieka przez palce…
Babcia Basia jest dla nas wszystkim: trochę rodzicem, przyjacielem, a także nauczycielem. Gdy byliśmy młodsi, tuliła nas do snu i opowiadała bajki na dobranoc, a na każde święta dawała ciepły wełniany szalik. Każdy chciałby oddać jej choć cząstkę własnego życia, by spędziła je razem z nami, ale tak się nie da. Sami nie damy sobie rady. To takie straszne, kiedy istnieje ratunek, ale nie masz pieniędzy, by kupić życie ukochanej osoby…
Dlatego błagamy Was o pomoc. Pomóżcie nam ocalić naszą kochaną babcię… Nie jesteśmy gotowi by się z nią rozstać, a ona tak bardzo chce żyć. Dziękujemy za wszystkie modlitwy i każde, najmniejsze nawet wsparcie. Błagam, nie pozwólcie jej umrzeć…
Kasia, wnuczka Basi