„Chciałabym poruszyć głośny ostatnio temat braku higieny w środkach komunikacji miejskiej. Dzisiaj przeżyłam koszmar w autobusie” – pisze do nas Czytelniczka Monika.
Reklama
Reklama
„Jechałam autobusem linii 503 w stronę centrum” – rozpoczyna swoją historię Czytelniczka.
„Jak wiadomo jest gorąco, ludzie się pocą, pewnych rzeczy nie da się uniknąć. To zrozumiałe. Jednak jak długo trzeba się nie myć, by zmusić pół autobusu do przejścia na drugą stronę?
Wszystko zaczęło się około godziny 14.00, kiedy wszedł za mną mężczyzna wyglądający na bezdomnego. Kiedy drzwi się zamknęły i każdy zaczął czuć zapach, zaczął się horror.
Wyszłabym na pierwszym możliwym przystanku, ale nie mogłam z uwagi na to, że spieszyłam się do lekarza. Myślałam, że zemdleje od smrodu.
Skończyło się jednak na bólu głowy i wymiotach po wyjściu z pojazdu„.
Dodaje, że tak naprawdę nie wie kto powinien za to odpowiadać – motorniczy, straż miejska czy miasto, które powinno uruchomić łaźnię dla osób bezdomnych.
Tak naprawdę wszyscy po trochu. Motorniczego należy powiadomić o tym fakcie, a on wzywa straż miejską. Łaźnie natomiast są, ale nie każdy bezdomny o nich wie i jest ich dość mało.
Według szacunków Ratusza, w Warszawie jest ok. 2700 bezdomnych, którym miasto zapewnia 1438 miejsc w noclegowniach. 25 proc. bezdomnych deklaruje, że mieszka na ulicy. Rok temu uruchomiono dla nich mobilną łaźnię przy ul. Wenedów niedaleko mostu Gdańskiego. Prowadzi ją Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej. Jest też kilka łaźni stacjonarnych.
Potrzebna jest jednak akcja edukacyjna, by bezdomni dowiedzieli się, gdzie mogą się udać.