Umieram na białaczkę i stoję przed ostatnią szansą… Pomożesz mi przeżyć?

  • Post category:Polska

Tak, jak dzisiaj opowiadam Wam o mojej walce, tak bardzo chciałbym kiedyś odpowiedzieć o tym, jak walczyłem i wygrałem. Białaczka mnie zabija, dosłownie czuję, jak uchodzi ze mnie życie, niczym z przebitej opony powietrze. Chcę to zatrzymać, chcę się podnieść, ale sam nie dam już rady… Nie chciałem trafić do hospicjum i czekać na śmierć! Zacząłem szukać kliniki, która da mi ostatnią szansę, więc znów szukanie metody, CAR-T-CELL i poszukiwania szpitala, który przyjmie mnie na to innowacyjne leczenie, bo wciąż mam siły na walkę i nie chcę się poddawać. Wszędzie ograniczenia wiekowe do 21 lub 25 roku życia, rocznikowo mam 26, ale udało się w Izrealu, bo tam nie ma ograniczeń wiekowych. Jest szansa lecieć tam na terapię, która daje duże szanse na pełne wyleczenie.

Reklama

Fot. siepomaga.pl

Wierzę, że to jeszcze nie koniec.

Reklama

Choć moje życie było fajne i czerpałem z niego wiele radości, dzisiaj opowiadam tylko o ostatnich chwilach, o umieraniu i walce o życie, bo teraz tylko to się liczy…
Wszystko zaczęło się w 2015 roku 23 sierpnia, ból żebra, następnie ostry ból w plecach odcinek lędźwiowy, wizyty u fizjoterapeutów – masaże, które nie przynosiły żadnych efektów, wizyty u neurologów, ortopedów, same błędne diagnozy, a ja poruszałem się z coraz większym bólem. Nie mogłem się ubrać, ból rozprzestrzenił się na cały układ kostny, a ja, jak się okazało, chodziłem ze skompresowanym kręgosłupem w odcinku piersiowym oraz lędzwiowym.

1 października 2015 pojechałem do szpitala, by zrobili mi tomografię komputerową. Po paru godzinach przyszedł lekarz i stwierdził, że jest bardzo źle. Dzień po moich urodzinach – taki prezent… Przeróżne badania, morfologia w porządku, zero odchyleń, ale układ kostny zniszczony – jamy w każdej kości od palców stóp po czaszkę jak przy szpiczaku mnogim, więc założenia były, że to szpiczak, ale nic się nie zgadzało, brak jakiegoś białka, brak odchyleń w morfologii.

Spędziłem parę dni na oddziale – ketonal dożylnie i biopsja z najbardziej uszkodzonego miejsca odcinka piersiowego – th7 pod pełną narkozą.
Bez konkretnej diagnozy wysłano mnie do domu, w gorsecie Javetta, który trzymał mój kręgosłup, który wyglądał jak po ciężkim wypadku. Po miesiącu przyszedł wynik biopsji, brak istotnej patologii, i dalsze poszukiwania. Podejrzewano, że może to tarczyca, ale tarczyca okazała się czysta, prostata, ale nie w tym wieku… Przyszedł czas na kolejny szpital i trepanobiopsję z kolca biodrowego. Znów 3 tyg. oczekiwania i przychodzi wynik – 40% nacieku nowotworowego na kości. Diagnoza – chłoniak/białaczka limfoblastyczna. Morfologia pozostała nadal bez odchyleń, jedynie ból kostny. Bez większego strachu, mimo diagnozy i z wolą walki, pojechałem do szpitala i 11 listopada przyjąłem pierwszą w życiu chemię…

Po chemii całkowita remisja, choroba wycofała się, a lekarze od razu zaproponowali przeszczep. Tutaj z pomocą przyszedł brat. Mieliśmy 25% szans, że będzie pasował. Badania odsłoniły pierwszy problem – niestety nie pasuje. Dalsze bloki chemii, miesiąc w szpitalu, miesiąc w domu oraz szaleńcze poszukiwania dawcy w DKMS. Wciaż napływały tylko informacje, że niestety nikogo nie ma. Przeszedłem 3 konsolidacje, 6 leczeń podtrzymujących i zyskałem cały rok spokoju, brak jakichkolwiek objawów i nadzieję, że sama chemia załatwi sprawę.

Wszystko rozpadło się jak domek z kart i chwila zawirowań w życiu, natłok spraw, stres, nagle gorączki i znów bóle kostne, złe przeczucie – nie myliłem się. Po biopsji miesiąc oczekiwania i wynik – 90% zajętego szpiku – od nowa reindukcja i kolejne miesiące pomiędzy domem a szpitalem. W międzyczasie pojawiła się metoda nowego przeszczepu haploidentycznego. Brat mógł już pasować tylko w połowie, teoretycznie wszystko się zgadzało, kolejne chemie i ubijanie choroby, przygotowania do przeszczepu, termin ustalony na 11 lipca.
Czas niesamowicie przyspieszył.

Morfologia beznadziejna, więc lekarze co jakiś czas decydują się o przetczaniu krwi, ale ile można to powtarzać?

Na parę dni przed przeszczepem okazuje się, że brat nie pasuje nawet w połowie. Rozpoczynają się poszukiwania dawcy DKMS i w końcu upragniona informacja – dawca 9/10, kobieta, 43 lata. W tym czasie choroba powróciła i znów 90% zajętego szpiku, megachemia, naświetlania i przeszczep ratunkowy, a po przeszczepie niecałe 6 miesięcy spokoju.

Kolejny raz pojawiły się gorączki i bóle kostne, trepanobiopsja i 80% zajętego szpiku, wszystkie metody chemioterapii, radioterapii wykorzystane, nerwowe szukanie kolejnej metody, doszczepy limfocytów od dawczyni ze względu na duży chimeryzm (95%). Pojawiła się szansa, by było dobrze, ale okazało się, że dotychczasowa dawczyni nie może już być nigdy dawcą.

Możliwości w Polsce się wyczerpały, ale w Izraelu wciąż mam szansę. Przed chorobą byłem silny, wysportowany, waleczny, myślałem, że chorowanie mnie nie dotyczy. Teraz stoję oko w oko ze śmiercią, która każdego dnia czai się na mnie. Wierzę, że dzięki Wam wygram, a do mojej historii będę mógł dopisać szczęśliwe zakończenie.
Oskar

LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/zycie-oskara