Jechali razem. On zginął. Ona walczy o zdrowie z czasem

  • Post category:Polska

Huk, porozbijane szkło i chaos. Jedna chwila, ułamek sekundy. Mi udało się cudem przeżyć, Mariusz tamtego dnia zginął. Jechaliśmy motocyklem z Redy do Wejherowa. Na przeciwległym pasie ruchu pojawił się samochód dostawczy, który nagle zaczął wykonywać manewr zawracania. Wjechał na nasz pas i nie ustępił pierwszeństwa. Nie było szansy na wyhamowanie…

Reklama

Mam na imię Kasia. W listopadzie 2016 roku zostałam żoną najwspanialszego mężczyzny na świecie. Wtedy po raz pierwszy w życiu poczułam, że nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Mariusz był dla mnie wszystkim – przyjacielem, największym wsparciem i największą miłością. Nie doczekaliśmy nawet pierwszej rocznicy ślubu…

Reklama

Tamtego dnia byłam pasażerem “plecaczkiem”. Mąż prowadził motocykl, ja siedziałam za nim. Tyle pamiętam. Później był już tylko szpital, krzątający się wokół mnie lekarze i przerażenie. Nie przyjmowałam do siebie informacji, że mój mąż nie przeżył wypadku. Byłam jak w transie, nie wiedziałam, co dzieje się wokół mnie. W chwilowym przypływie świadomości poprosiłam o wybranie numeru do mojej mamy. Powiedziałam, że mieliśmy wypadek, że Mariusz nie żyje. Z tamtych dni pamiętam niewiele. Później podobno prosiłam mamę i brata, żeby zawiadomili Mariusza, że jestem w szpitalu. Sama też próbowałam do niego dzwonić, ale telefon cały czas milczał. Nie wiedziałam już, co jest prawdą, a co nie. Nie dopuszczałam do siebie rzeczywistości. Pamiętam jeszcze tylko, że lekarz powtarzał, że mój stan jest bardzo ciężki i że miałam bardzo dużo szczęścia.

Doznałam bardzo ciężkich urazów – złamań twarzoczaszki, złamania łuku żebrowego i stopy, pęknięcia dwóch kręgów szyjnych, urazu płuca, kolan, licznych obrzęków, krwiaka mózgu. Najgorszy okazał się uraz lewego splotu barkowego z wyrwaniem korzeni nerwów rdzeniowych i uszkodzenie pnia współczulnego po stronie lewej. Co to znaczy? Moja lewa ręka od barku w dół jest całkowicie bezwładna i pozbawiona czucia. Lekarz prowadzący mówił jedynie, że jestem ciężkim przypadkiem… Nikt mi nie powiedział, jakie są rokowania i jak ma wyglądać dalsze leczenie. Mimo to, lekarz nie chciał wypuścić mnie ze szpitala na pogrzeb Mariusza. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że zabraknie mnie tam, że nie uda mi się z nim pożegnać. Usłyszałam, że jeżeli wypiszę się na własne żądanie, nie będę miała powrotu i nie uzyskam dalszego leczenia. Mając świadomość, że mój stan jest ciężki pozostałam w szpitalu z nadzieją, że otrzymam jakąś pomoc. W pogrzebie uczestniczyłam dzięki połączeniu internetowemu z telefonem mojego brata.

Kilka dni później usłyszałam, że wychodzę do domu, ponieważ lekarze nie są w stanie nic więcej dla mnie zrobić. Myślałam, że to ponury żart, że ktoś próbuje zagrać mi na nerwach. Wypisano mnie po 10 dniach, w bardzo złym stanie fizycznym i psychicznym. Nie pokierowano mnie i nie udzielono żadnych informacji, co robić dalej. Wróciłam do domu. Nie do mojego, który dzieliłam z moim mężem. Musiałam zamieszkać z mamą, sama nie byłam i nie jestem w stanie sobie poradzić w najprostszych czynnościach. Zresztą nie potrafiłabym patrzeć na wszystkie rzeczy, które zostały mi po Mariuszu….

Zaczęłam szukać pomocy na własną rękę u innych lekarzy. Ze względu na długie terminy na NFZ, większość wizyt odbywała się prywatnie. Badania ukazały obrażenia, które nie zostały ujęte w wypisie ze szpitala, do którego trafiłam po wypadku. Wszyscy lekarze, którzy mnie badali byli zszokowani, że z takimi obrażeniami zostałam tak szybko wypisana ze szpitala i pozostawiona samej sobie. Zaczęłam szukać ratunku na własną rękę – w październiku dostałam się na do profesora Goska we Wrocławiu, który operuje sploty barkowe. Niestety – na operację we Wrocławiu musiałabym czekać pół roku, a to za długo. Za pół roku będzie już za późno…

Moja ręka umiera z każdym dniem, tracę mięśnie mimo ciężkiej i codziennej rehabilitacji, moje stawy sztywnieją. Czas gra na moją niekorzyść. Dowiedziałam się o doktorze Jorgu Bahmie, który operuje sploty w klinice w Akwizgranie. Jest to bardzo ciężka i skomplikowana operacja, która polega na przeszczepieniu nerwów i mięśni. Jej termin wyznaczono na 4 kwietnia…

Nigdy już nie odzyskam życia sprzed wypadku. Muszę pogodzić się z tym, że Mariusz już nie wróci. Nie mogę jednak czekać na dzień, w którym nieodwracalnie stracę swoją sprawność. Proszę, pomóż mi walczyć o powrót do zdrowia…

LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/operacja-kasi