Powstrzymać śmierć, która próbuje zabrać nam Szymka!

  • Post category:Polska

Mamo, czy dzieci też umierają? Czy ja też…?”. Szymek ma 6 lat i pyta o rzeczy, o które nigdy nie powinno pytać żadne dziecko. Nagle rak zamknął go na oddziale onkologii na długie miesiące i przykuł do szpitalnego łóżka. Nagle małemu chłopcu kazał stanąć oko w oko ze śmiercią. Żeby Szymek mógł żyć, konieczna jest terapia przeciwciałami anty-GD2 – terapia, która nie jest refundowana w Polsce. Bez niej śmierć przyjdzie po Szymka o wiele za wcześnie… LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/ratujemy-szymka

Reklama

siepomaga.pl

 

Na oddział onkologii trafiliśmy w czerwcu ubiegłego roku. Trzymałam na rękach mojego synka i ściskałam tak mocno, jakby za chwilę ktoś miał mi go zabrać na zawsze. To tam tak naprawdę dotarło do mnie, że moje dziecko umiera. Tam właśnie po raz pierwszy zobaczyłam dzieci, którym śmierć zagląda w oczy. Pośród tego wszystkiego był mój synek – moje bezbronne dziecko, które musiało stoczyć walkę z nowotworem – mówi mama Szymonka.

Reklama

Wszystko zaczyna się od bólu w okolicy serduszka. Szymek skarży się na kłucie. Któregoś dnia mama odbiera telefon z przedszkola – jest tak źle, że Szymon zanosi się płaczem. Po wizycie w przychodni i natychmiastowym skierowaniu na badania, trafia do szpitala. Lekarze zabierają Szymka z jednego gabinetu do kolejnego. Wreszcie po szeregu badań i USG brzucha pojawiają się jakaś wiadomość. Po raz pierwszy rodzice słyszą o raku. To podejrzenie, dlatego jest jeszcze nadzieja, że może guz nie jest złośliwy. Niestety nadzieja gaśnie bardzo szybko. Za chwilę ma potwierdzić się najgorsze… Karetka zabiera Szymka na oddział Onkohematologii Dziecięcej w Rzeszowie. Jest przerażony, nie wie co się dzieje. Wtula się w ramiona mamy i pyta dlaczego muszą gdzieś jechać i dlaczego nie mogą wrocić do domu.

Pierwsze tygodnie na oddziale były koszmarem. Z Szymka uciekło całe życie. Nie chciał z nikim rozmawiać, przestał jeść. Kiedy ktokolwiek wchodził do sali, odwracał się plecami. Po raz pierwszy widziałam taki strach w oczach własnego synka. Znów zabierano go na kolejne badania – USG, tomografia, biopsja guza. Pamiętam, że jeszcze wtedy pytałam lekarza, czy są szanse, że guz okaże się niezłośliwy. Zadając pytanie, miałam jeszcze nadzieję. Słysząc odpowiedź, czułam się tak, jakby ktoś wyrywał mi serce… Niedługo później przyszedł ostateczny wynik biopsji – wspomina mama.

Guz lewego nadnercza: Neuroblastoma IV stopnia, nowotwór złośliwy układu nerwowego!

Im Szymek dłużej jest na oddziale, tym staje się doroślejszy. Mama tłumaczy mu, że brzuszek jest chory i najpierw trzeba go wyleczyć. Rozumie coraz więcej, ale zadaje też coraz więcej pytań. Kiedy przychodzi pielęgniarka, pyta po co dostaje ten zastrzyk. Kiedy lekarz zakłada wejście centralne do podawania chemii, pyta dlaczego musi to mieć podłączone. Staje się “małym dorosłym”, chociaż żadne dziecko nie powinno musieć dojrzewać tak wcześnie…

Kolejne urodziny Szymek spędza w łóżeczku, pośród białych ścian szpitala. Obok jest mama i kilka osób ze szpitala. Więcej nie może być, bo jeśli doszłoby u Szymka do infekcji, mogłoby się to skończyć bardzo źle. Im dłużej trwa chemioterapia, tym jest trudniej. Chemia wyniszcza komórki nowotworowe, ale też cały organizm Szymonka. Wypadają mu włosy, nie chcę jeść, ani pić. Mimo wszystko uśmiecha się. Nawet kiedy ma podkrążone oczy i buzię bladą jak ściana, na twarzy potrafi pojawić się uśmiech. Taki właśnie jest Szymek. Uśmiecha się nawet, kiedy boli. Jest silny, czasem mam wrażenie, że silniejszy ode mnie… – mówi mama.

Guz w brzuszku Szymka jest tak duży i tak niefortunnie umiejscowiony, że dotyka aorty. Przed operacją trzeba było go zmniejszyć za pomocą chemioterapii. Za Szymkiem 11 cykli… Po nich planowana jest operacja, megachemia, przeszczep komórek macierzystych i radioterapia. Ostatnim etapem będzie terapia przeciwciałami anty-GD2, która zakłada podawanie nierefundowanego leku Dinutuximab. Tylko dzięki temu Szymek będzie miał szansę, by pokonać raka! Inaczej całe jego cierpienie może pójść na marne. Niestety leczenie kosztuje olbrzymie pieniądze. By je rozpocząć, trzeba zapłacić niemal milion złotych…

Jestem mamą, która kocha swoje dziecko nad życie i która zrobi wszystko, by nie umierało. Niestety sama miłość nie wystarczy, by wyleczyć Szymka, ale wystarczy, by wierzyć w cud.

Nie wyobrażam sobie, że mogłabym go stracić i nie wyobrażam sobie, że któregoś dnia miałabym się z nim żegnać. Proszę, pomóż powstrzymać mi śmierć, która chce odebrać mi dziecko. Mama.