Ola – uratuj życie, któremu kończy się czas!

  • Post category:Polska

Nasza córeczka jest śmiertelnie chora. Każde spojrzenie Oleńki, każda jej mina, uśmiech to dla nas ogromne szczęście i jeszcze większy strach. Każdego ranka boimy się, co przyniesie nowy dzień. Serce Oli, cichutkie jak tykanie zegarka, w każdej chwili może zamilknąć na zawsze. Czas, on też jest naszym wrogiem! Nasza córeczka pilnie potrzebuje operacji serca. Inaczej umrze. Prosimy Cię o pomoc, by uratować jej serce, jej życie i nasz świat, bo tym jest właśnie dla nas nasze dziecko – całym światem… LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/serce-oli.

Reklama

Fot. siepomaga.pl

 

Reklama

Łzy same napływają do oczu, gdy się o tym pomyśli – dlaczego na taką małą, bezbronną istotkę czai się śmierć? Ola ma tylko 5 miesięcy. Powinna znać tylko ciepło naszych kochających ramion, bezpieczną przestrzeń swojego łóżeczka, nasze uśmiechnięte twarze. Zna szpital. Zna dni, w których nie mogliśmy nawet chwycić jej rączki, pogłaskać po główce, bo każdy dotyk sprawiał jej ból. Podłączona do aparatury walczyła o życie. Walka trwa nadal… Wierzymy, że możemy wygrać, ale tylko jeśli będziesz z nami, jeśli nam pomożesz…

„Kochanie, są dwie kreski, ale ta jedna jakaś taka jasna…” – tak zaczęła się nasza historia. Nie byliśmy pewni, czy możemy już skakać ze szczęścia, tak bardzo czekaliśmy na to, by zostać mamą i tatą. Gdy lekarz potwierdził, że się udało, świat nagle się zmienił, stał się inny, piękniejszy. Wszystko zmieniła wieść, że będziemy mieć dziecko. Córeczkę. Olę, Olusię. Maleńką, śliczną, zdrową. Nie przemknęło nam przez głowę, że coś może być nie tak. Nie było przeczucia, podejrzeń… Tylko dobre myśli. I tak do 30. tygodnia ciąży, do kolejnej wizyty kontrolnej, rutynowego USG. Do ciszy, gdy lekarz długo, zbyt długo przyglądał się Oleńce. „Jedna komora serca jest mniejsza” – powiedział nam w końcu. Umarliśmy wtedy ze strachu. Potem umieraliśmy jeszcze wielokrotnie… Echo serca wykazało hipoplazję, czyli brak prawej komory serca i artezję zastawki tętnicy płucnej. Najprościej mówiąc, u Oli zamiast całego serduszka wykształciło się tylko pół.

To nie był strach. To było przerażenie. Panika. Serce – przecież od niego zależy życie. Jeśli przestaje bić – umieramy.  Życie Oli mogło się skończyć, zanim jeszcze się zaczęło. Nagle okazało się, że być może będziemy musieli pożegnać naszą córeczkę, zanim w ogóle zdążymy ją poznać… Wszystko się zmieniło. Wyprawka, pokoik, kołyska – nie miały już żadnego znaczenia. Zamiast wybierać wózek wybieraliśmy szpital, w którym nasza ciężko chora córeczka miała przyjść na świat. Liczyło się tylko jedno – by Oleńka przeżyła. Od razu po urodzeniu czekała ją operacja serca. Inaczej nie miałaby żadnych szans…

Najważniejszą chwilą w naszym życiu – trwała dokładnie minutę – był moment, w którym mogliśmy przytulić Olę, zaraz po jej przyjściu na świat. Najcudowniejsze 60 sekund. Tyle trwało niezmącone szczęście… A potem zaczęła się walka o życie. Kroplówka z lekiem, który podtrzymywał Oleńkę przy życiu. Karetka do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Oddział Intensywnej Opieki i Patologii Noworodka. Wokół naszego dziecka – pielęgniarki, lekarze. Nam dawano tylko kilka chwil dziennie, gdzie mogliśmy przez zaledwie kilka chwil dziennie stać i patrzeć na naszą kruszynkę, każde z nas osobno. Wokół nas – inni rodzice, zapłakani, przerażeni, bezradni. Rodzice, których dzieci umierały. My wciąż walczymy, ale dla niektórych z nich walka już się skończyła, właśnie tam i wtedy.

Oleńka żyła tylko 14 dni, gdy przeszła pierwszą ratującą życie operację – zespolenie systemowo-płucne i wycięcie ubytku międzyprzedsionkowego. 6 godzin, najdłuższych w naszym życiu. Po operacji – miesiąc na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii. Przez miesiąc każdy nasz dzień wyglądał tak samo, z 24 godzin liczyły się tylko te 2, gdy wpuszczano nas na oddział, gdy mogliśmy być obok Oli, patrzeć na nią, szeptać do niej, mówić jej, że jest dzielna, silna, a mama i tata są obok. Przez resztę dnia modliliśmy się tylko, by naszą córeczkę nie spotkało już nic złego. Niestety, było coraz gorzej… Niewydolność oddechowa, płyn w opłucnej, powiększona wątroba. Serce łamał nam widok naszej córeczki, gdy podłączano jej nowy kabelek lub rurkę. Każdego dnia przychodziliśmy i liczyliśmy, ile wężyków kroplówek wisi nad naszą kruszynką, ile leków przyjmuje. Jednego dnia naliczyliśmy ich aż 13… Potrzeba czasu – słyszeliśmy tylko. Jedyne „dobre” słowa brzmiały: jest źle, ale stabilnie.

Po 24 dniach wykonano cewnikowanie serca. Dopiero po nim Olę przeniesiono na Oddział Kardiochirurgii, gdzie mogliśmy ją wreszcie wziąć na ręce, pogłaskać, przytulać, pocałować… Wypis – po 2 miesiącach. Uciekaliśmy ze szpitala jak najszybciej się dało, żeby przypadkiem nikt nie krzyknął za nami, że to pomyłka… I w końcu prawie normalne życie. Prawie, bo walka o życie Oli dopiero się zaczęła. Niestety – to, co za nami, to tak naprawdę nic w porównaniu z tym, co jeszcze przed nami… Aby Ola mogła żyć, potrzebne są jeszcze 2 operacje, bardzo ciężkie, bardzo skomplikowane. Pierwszą z nich powinno się wykonać, gdy dziecko ma 6 miesięcy. Oleńka kończy tyle w marcu… Wiemy, że w Polsce niestety nie zrobi jej się w terminie. Zbyt dużo ciężko chorych dzieci, za mało lekarzy… Dziecko z taką wadą serca jak nasza córeczka było operowano dopiero w wieku 19 miesięcy! A każdy dzień to ryzyko, że serce nie wytrzyma, że to będzie koniec. Każdy dzień to niedotlenienie całego organizmu, ryzyko powikłań, często śmiertelnych…

To jednak nie wszystko. Ciosem były dla nas wyniki kontrolnego echa serca. Złe wyniki… Prawa komora w serduszku Oli nie działa. To wiedzieliśmy. Nie spodziewaliśmy się jednak, że będą też problemy w lewej, jedynej, jaką Ola ma, dzięki której żyje. Między lewym przedsionkiem a lewą komorą jest zastawka dwudzielna, która u Oli się nie domyka. Jeden z lekarzy oświadczył, że postępująca niedomykalność zastawki może wykluczyć naszą córeczkę z dalszych etapów leczenia, polegających na stworzeniu serca jednokomorowego.  Jeśli do tego dojdzie, dla Oleńki nie będzie już ratunku. Czekanie dla naszej córeczki oznacza jedno – śmierć.

Ola musi być zoperowana teraz, zaraz, przez najlepszych lekarzy, inaczej nie ma szans na życie! Wiedzieliśmy, że się nie poddamy… Szukaliśmy dla niej ratunku, znaleźliśmy go w Niemczech. Kwalifikację do operacji w terminie dostaliśmy w Klinice Uniwersyteckiej w Munster, ośrodku kardiochirurgicznym, leczącym dzieci z najcięższymi wadami serca. Dzieci takie jak nasza córeczka… Ola zostanie zoperowana przez specjalistę w zakresie serc jednokomorowych, profesora Edwarda Malca, wybitnego dziecięcego kardiochirurga. Tam dostanie szansę, żeby żyć!

Gdybyśmy tylko mogli, oddalibyśmy naszej ukochanej córeczce własne serca, by tylko jej malutkie, chore mogło bić! Jedyne, co możemy zrobić, to prosić o pomoc, by Ola przeszła operację. Kończy nam się czas, jedyne, co mamy, to wiarę w dobrych ludzi takich jak Ty i nadzieję, że nasza córeczka może i będzie żyć.