Gdy Twoje dziecko ma raka, cały świat znika, jest tylko jeden cel, jedno pragnienie – by przeżyło. Lekarze mówili, że trzeba się pogodzić z tym, że Kubuś odejdzie. Że szansę na to, że uda się zwyciężyć nowotwór, należy mierzyć nie w procentach, lecz promilach… Rodziców Kubusia przy życiu trzymała tylko nadzieja, bo to ona umiera ostatnia. Dziś prosimy Was o pomoc, bo niemożliwe stało się faktem – Kubuś ma realną szansę, żeby żyć! Czasu zostało jednak niewiele – ostateczna walka z rakiem rozpocznie się już w połowie lutego. LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/kubarybacki2
Reklama
Reklama
Kubuś jeszcze na dobre nie zaczął żyć, gdy musiał przystąpić do walki ze śmiercią. Nie umiał jeszcze chodzić, gdy okrutny los rzucił go na ścieżkę, wypełnioną bólem, rozpaczą i łzami. Miał 14 miesięcy, gdy lekarze odkryli w jego główce guz wielkości śliwki. Pineoblastoma, dziwne, obce, straszne, nieznane słowo… To, co w karcie szpitalnej stało tuż za nim, nie pozostawiało jednak złudzeń: nowotwór złośliwy mózgu. IV stopień… bardzo rzadki… bardzo agresywny… niespotykany u tak małych dzieci…
Bardzo śmiertelny.
Walka dziecka z rakiem to obrazki, o których nie chce się pamiętać, o których nie można zapomnieć. To zamknięte drzwi operacyjnej sali, wskazówki zegara, które zdają się nie poruszać, podczas gdy gdzieś obok – tak blisko, a jednocześnie tak daleko – dziecko walczy o życie. To chemioterapia, to zostające na poduszce włosy, wypadające rzęsy. To nieruszone posiłki, bo Kubuś traci apetyt, to konwulsje bólu, w których się zwija, to rozpaczliwy płacz dziecka, któremu nie można pomóc, gdy boli tak, że nie działają już żadne leki. Mama i tata Kubusia staraja się nie pamiętać, ale to, co jeszcze do niedawna było ich codziennością, i tak wraca w koszmarach – często, zbyt często.
Gdy wydawało się, że to cierpienie, cierpienie dziecka, miało sens, bo rak się wycofał – przyszła informacja o wznowie. W Dzień Dziecka. W dzień, w którym każdy rodzic szedł ze swoim synkiem, córeczką do kina, na lody, na plac zabaw – rodzice Kubusia jechali z synkiem na oddział onkologii, zapłakani, przerażeni. Życie, dopiero co odbudowane, rozsypało się po raz kolejny… Kolejne 2 operacje, kolejna chemia, radioterapia, która nie powinna być wykonywana u dzieci poniżej 3. roku życia ze względu na ryzyko powikłań… Tutaj jednak nie było czasu myśleć o skutkach ubocznych, bo brak działania oznaczał jedno – śmierć. W ciemności pełnej rozpaczy, która trwała od momentu, gdy po raz pierwszy padło słowo „nowotwór”, pojawił się jednak promyk nadziei – kwalifikacja do leczenia w klinice w Kolonii, immunoterapii. Przechodzi ją wiele dzieci z Polski, dla których nie ma ratunku w kraju! Immunoterapia to nowoczesna terapia, aktywująca układ odpornościowy do walki z komórkami nowotworowymi, które maskują się przed nim, pozostając niewykryte. Dzięki opracowaniu specjalnej szczepionki organizm znajduje je i zwalcza je sam.
To dzięki Wam od grudnia 2016 roku Kubuś jest pacjentem kliniki w Kolonii. Miał odejść, tymczasem jest, leczy się i wciąż ma szansę na długie, szczęśliwe życie! Chłopczyk jest już po 5 sesjach immunoterapii. Jego życie, które miało zgasnąć niczym świeczka na wietrze, wciąż się tli, a jego płomień z każdym cyklem leczenia pali się coraz mocniej… Scenerią życia Kubusia wciąż jest oddział onkologii – oprócz immunoterapii dokończył też terapię i dostawał chemię podtrzymującą w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie – ale jest w nim coś jeszcze, nie tylko ból, słabość i śmierć. Jest nadzieja na to, że koszmar niedługo się skończy. Walkę można wygrać!
Kolejne rezonanse – w grudniu 2016 oraz ubiegłoroczne – w marcu, maju i październiku – pokazały, że jest czysto! Konieczne są jednak 2 następne cykle immunoterapii, które będą leczeniem podtrzymującym. Na 1 cykl składają się 3 wyjazdy – pobranie krwi w celu badań i przygotowania szczepionki, 8 dni później – kolejny przyjazd na podanie szczepionki i, po miesiącu, badanie kontrolne. Najbliższy – już w połowie lutego. Nie można go przełożyć, bo rak nie zna takiego pojęcia jak „poczekać”. Jeśli zaatakuje – silniejszy, lepiej przygotowany – nie będzie już ratunku…
To zbiórka tylko pozornie na leczenie, tak naprawdę to zbiórka na życie, życie Kubusia, bo o nie tylko i wyłącznie chodzi. Wygraliśmy już kilka bitew, ale została ta jedna, ostatnia, od której zależy, czy tego chłopca czeka przyszłość, czy też jego życie się skończy, czy będzie trwać… Jest jeden śmiertelny wróg – rak, a po drugiej stronie przestraszony chłopczyk, dwójka jego rodziców, dwa cykle leczenia i my.
Wygramy?