Zuzia – cudem uratowane życie potrzebuje Twojej pomocy

  • Post category:Polska

Na kolejne rutynowe badanie zabrałam starszą córkę – chciałam, by pierwszy raz mogła zobaczyć siostrzyczkę. Byłam w 23 tygodniu ciąży, zupełnie nieprzygotowana na to, co miałam zaraz zobaczyć i usłyszeć. Widziałam monitor, gdy lekarz z grobową miną robił USG. Zobaczyłam dziwny pęcherz przy plecach mojej nienarodzonej Zuzi. Sparaliżował mnie strach… Córka była w szoku. To miała być radosna chwila, a tymczasem mama zalewała się łzami… LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/zuzia-ziemka

Reklama

Reklama

Fot. siepomaga.pl

 

Lekarz nas uspokajał. Mówił, że to może “tylko” przepuklina oponowa, że nie objęła rdzenia… Z duszą na ramieniu pojechałam na dokładne badania. Tam niestety usłyszałam diagnozę, której najbardziej się baliśmy. Zuzia miała przepuklinę oponowo-rdzeniową… Rozpoczął się wyścig o życie mojego nienarodzonego dziecka. Właściwie nie pamiętam czasu w szpitalu. Jedyne, na co miałam siły, to płacz…

Lekarze podjęli decyzję o operacji Zuzi w moim łonie. To był dopiero 27 tydzień ciąży, mogło zdarzyć się absolutnie wszystko! Nie było jednak innego wyjścia – życie mojej Kruszynki było zagrożone, trzeba było zaryzykować. Rozcięli mi brzuch, by dostać się do kręgosłupa Zuzi. Jednak nie wszystko szło zgodnie z planem… Tylko cudem udało się uratować jej życie. Podczas operacji tętno spadło tak drastycznie, że właściwie w ostatniej chwili lekarze opanowali sytuację, a Zuzia nie przyszła przedwcześnie na świat. Gdyby stało się inaczej, dzisiaj by jej z nami nie było, a w moim sercu powstałaby wyrwa nie do zapełnienia.

Kolejne miesiące musiałam spędzić w szpitalu. To był dramatyczny czas… Każdego dnia ważyły się losy mojego dziecka, a ja byłam tam całkiem sama, 300 km od domu… Mąż ze starszą córeczką nie mogli przyjeżdżać codziennie, a rozłąka wszystkim dawała się we znaki. Najtrudniej było mi znieść myśl, że nie mogę być na Pierwszej Komunii Świętej własnego dziecka… Moja córeczka była w tym ważnym dniu bez mamy obok. To łamało mi serce, ale nie mogłam inaczej. Tłumaczyłam sobie, że przecież moja druga córka walczy właśnie o życie…

Udało się wytrzymać do 37 tygodnia i wtedy na świecie pojawił się mój mały wielki cud! Niestety, okazało się, że Zuzia urodziła się ze złamaną nogą i zwichniętym stawem biodrowym… Do dzisiaj nie wiem, jak to się mogło stać, nie miałam siły dochodzić, czy to w trakcie operacji, czy porodu. Cieszyłam się tylko z tego, że Zuzia żyje i chciałam w końcu jak najszybciej wrócić do domu. Tymczasem moja nowonarodzona córeczka pierwszy miesiąc swojego życia musiała spędzić w gipsie. Jak się potem okazało – nie pierwszy i nie ostatni…

Dzisiaj walczymy z tragicznymi skutkami wielu operacji, które przeszła. Jej biodro jest w opłakanym stanie i tylko specjalistyczne ortezy sprawią, by Zuzia nie spędziła życia na wózku! W ciągu roku jej noga złamała się aż 4 razy. Chociaż nie czuła bólu złamania, bardzo przeżywała to, że cały czas musi leżeć w gipsie… Dla małego dziecka rok spędzony w unieruchomieniu jest prawdziwym dramatem. Przez złe doświadczenia ze szpitalami Zuzka ma dziś tak ogromną traumę, że samo słowo szpital wywołuje u niej przerażenie… Gdy wyjmowali jej ostatnie śruby z biodra, ze strachu nie ruszała nogą przez tydzień. Tak bardzo bała się, że znowu się połamie, a przez to na powrót stanie się więźniem własnego łóżka…

Niedawno postanowiliśmy pojechać na konsultację do Niemiec. Skoro wiele operacji w Polsce, zamiast pomagać, tylko szkodziły, szukaliśmy ratunku za granicą. Zuzka nie ma czucia w stopach, a czucia głębokiego w całych nogach. Może chodzić tylko za pomocą specjalistycznych ortez. Niestety – te dostępne w Polsce nie pomagają. Chociaż wydaliśmy na nie fortunę, wywołują koszmarne odleżyny, odparzenia. Zuzia, żeby móc zrobić chociaż kilka kroków, zaciska zęby z bólu. Ale idzie dzielnie, bo nie chce być na wózku…

W niemieckiej klinice dowiedzieliśmy się, że ostatnia operacja biodra nie została dobrze przeprowadzona. Przez to nóżka jest skrzywiona i w niedalekiej przyszłości konieczny będzie kolejny bolesny zabieg… Na razie nie mówię o tym Zuzi, boję się jej reakcji. Nie chcę, by znowu cierpiała…

Największą szansą dla mojej córeczki są specjalne ortezy, robione na zamówienie. Dobrał nam je lekarz z Niemiec, bo w kraju nie mamy szansy na ich zakup. Te ortezy Zuzka powinna nosić całą dobę. Dzięki nim jej chora nóżka będzie stale rozciągana, co zapobiegnie nieodwracalny przykurczom i da jej szansę na chodzenie. Jednak ich cena nas przeraża… Sami nie jesteśmy w stanie zdobyć takich pieniędzy, ale wiemy, że tylko te ortezy ocalą przyszłość Zuzi, by nie spędziła jej na wózku inwalidzkim. Proszę, pomóż mojej córeczce… Ona już tyle wycierpiała w swoim krótkim życiu