Przed chwilą dowiedziałam się, że operacja Dawidka odbędzie się już w ten piątek. 20 października… Nie tak miało być, mieliśmy mieć czas do grudnia! Profesor uznał jednak, że nie można czekać, bo serduszko jest już bardzo słabe. Błagam o pomoc… Mój synek tyle już przeszedł, tyle wycierpiał, nie mogę go stracić! LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/sercedawidka2
Reklama
Reklama
Dawidek jest cały czas pod tlenem. Nie daje rady sam oddychać. Saturacje spadły na łeb, na szyję… Niedawno świętowaliśmy zwycięstwo nad śmiercią, bo było już bardzo blisko. Dawidek przeszedł sepsę. Zakażenie całego organizmu. Dwukrotnie… Był niewydolny krążeniowo i oddechowo, lekarze nie dawali mi prawie żadnej nadziei. Przepłakałam godziny przy jego łóżeczku. Ale iskra życia, która miała zgasnąć, znów rozbłysła… Dziś, gdy jesteśmy w Klinice Uniwersyteckiej w Munster, gdzie stoczy się bitwa o to, czy serduszko mojego synka będzie dalej bić, proszę o pomoc… Operację serca, którą ma przejść Dawid, robi się u dzieci, które mają minimum 4 miesiące. Dawidek skończy tyle w czwartek. Dlatego mamy czas do piątku…
Wiem, że Dawidek znajdzie w sobie siłę. Ja, mama, muszę jednak znaleźć sposób, by do piątku znaleźć pieniądze na operację. Bez Was nie mam żadnych szans. Mój synek nie ma żadnych szans…
Jutro, w czwartek, odbędzie się jeszcze rezonans magnetyczny, który ostatecznie potwierdzi termin operacji. Ten zrobiony w Polsce wykazał zmiany niedokrwienne. Czekaliśmy na płytę z wynikami z Warszawy, niestety ta wciąż nie dotarła… Podjęto więc decyzję o konieczności potwórzenia rezonansu. Jeśli wyjdzie nie tak – lekarze będą myśleć, co teraz… Bardzo się boję, bo to badanie, które Dawidek będzie musiał przejść w narkozie. Czy kiedyś doczekam się w końcu dnia, w którym nie będę musiała lękać się o jego życie…?
Być może jesteś z nami od samego początku. Być może dopiero teraz przeczytałeś naszą historię… Proszę Cię o jedno – bądź z nami. Życie Dawidka jest w Twoich rękach. Zależy od tego, czy nas wesprzesz, podasz dalej, udostępnisz…
Tak bardzo Cię potrzebujemy – ja i mój synek z połową serca, który tak bardzo chce żyć.
Życie Dawidka jest w niebezpieczeństwie, a ja umieram ze strachu. Chcę tylko jednego – by mój synek, w którego piersi bije tylko pół serduszka, dalej żył… Patrzę w jego błyszczące oczka i mam wrażenie, że gdyby umiał mówić, mógł powiedzieć jedno – mamo, ja chcę żyć. Mamo, walcz o mnie. Wiem, jak to jest – stracić dziecko, dlatego zrobię wszystko, by uratować Dawidka. Dziś proszę Cię o pomoc, ja, mama tego chorego, dzielnego chłopca, bo tylko operacja może uratować mu życie. Bez Twojej pomocy mój synek, który już tyle wycierpiał, nie będzie mieć żadnych szans…
Czekanie na narodziny dziecka powinno być radosnym odliczaniem, pełnym nadziei przygotowaniem się do tej najważniejszej roli w życiu, jaką jest bycie mamą… Czekanie na Dawidka było wypełnione tylko lękiem. Bałam się decyzji o powiększeniu rodziny. Raz już poroniłam. To był horror, koszmar, którego nie życzę nikomu. Wiedziałam, że nie przeżyję kolejnej straty… Gdy jednak na teście ciążowym pojawiły się dwie kreski, świat z powrotem nabrał kolorów. Wiedziałam, że zrobię wszystko, żeby ochronić moje maleństwo. Szczęście jednak trwało tak krótko, okazało się tak ulotne… 13. tydzień. Badanie prenatalne. Cisza, złowroga, długa, przerażająca. I ta informacja, z którą pewien rozdział mojego życia na zawsze się skończył: w sercu Dawidka brakuje lewej komory. Zamiast całego serca wykształciło się tylko pół… Dziś umiem o tym opowiadać, umiem rozmawiać, wtedy nie byłam w stanie. Załamałam się, ja – zawsze silna, kobieta, matka, Ślązaczka – w obliczu choroby synka uświadomiłam sobie swoją niemoc, swoją bezradność. Gdy podejrzenie krytycznej wady serca Dawidka – HLHS, czyli hipoplazji (niedorozwoju) lewej komory – potwierdziło się, przepłakałam całe tygodnie. Mrok, w którym tkwiłam, rozświetliło jednak światełko nadziei. Dowiedziałam się, że z połową serca można żyć! Że Dawidek zaraz po urodzeniu musi być natychmiast operowany. Że czekają go jeszcze dwie operacje, w miarę, jak będzie rósł, żeby jego serduszko mogło pracować dalej… Że być może nigdy nie będzie uprawiał sportu, bo będzie na to za słaby, ale będzie żyć!
Ile byłabym w stanie zrobić dla Dawidka? Wszystko. Wtedy po raz pierwszy schowałam dumę do kieszeni i błagałam o pomoc dla synka. O to, by przyszedł na świat w najlepszym dziecięcym ośrodku kardiochirurgicznym w Europie, Klinice Uniwersyteckiej w Munster, gdzie ratuje się dzieci o chorych serduszkach, którym gdzie indziej nie daje się szans. Operuje tam profesor Edward Malec, świetny kardiochirurg, który pomógł już tysiącom dzieci z taką wadą jak Dawidek. Dzięki niemu żyją. Kiedy przekonałam się, ile dobrych ludzi jest wokół mnie, gdy udało się uzbierać środki, by Dawidek przyszedł tam na świat, po raz pierwszy moje łzy rozpaczy zamieniły się w moje łzy szczęścia. Dawidek, mój cudowny, chory synek urodził się 19 czerwca. Poród trwający 11 godzin, potem szybki całus i od razu Oddział Intensywnej Terapii, początek walki o życie. Cztery dni później – operacja, a potem powrót do domu, do Polski. Już we dwójkę… To miał być nasz happy end, wygrana bitwa w wojnie ze śmiercią, która przyszła do nas pod postacią krytycznej wady serca. Nawet nie podejrzewałam, że to dopiero początek…
W ciągu całego swojego kilkumiesięcznego życia Dawidek spędził w domu tylko 19 dni… Zna głównie szpital. Gdy jego serduszko rozbrzmiało dźwiękiem życia, gdy miało być dobrze, zaczął się kolejny koszmar. Cztery dni po powrocie do domu zaczął gorączkować. Trafiliśmy na polski OIOM. Zapalenie płuc. Zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Sepsa… Ataki drgawek. Rezonans, który wykazał w mózgu zmiany niedokrwienne…
Miał być dom, a był szpital, miała być radość, była rozpacz i strach. Był też szok – jeszcze przed chwilą byłam pacjentką niemieckiego szpitala, w którym mogłam być z synkiem cały czas. W Polsce rozdzielono mnie z Dawidkiem. Nikt nie informował mnie o jego stanie. W szpitalu, miejscu, gdzie powinniśmy się czuć bezpieczni, otoczeni opieką, czułam się jak wróg. To ja szukałam lekarzy, zgłaszając to, co sama obserwowałam u synka, sugerując konsultacje ze specjalistami, często błagając o nie kilkukrotnie, ignorowana. zapominana. W wyniku zaniedbania ze strony personelu doszło do martwicy skóry na główce Dawidka, mimo że zgłaszałam to kilkukrotnie. Kolejna bakteria, stan zapalny… Nie zliczę wylanych łez, nie zliczę chwil zwątpienia, momentów żalu, że w ogóle wyjechaliśmy z Munster, że nie zostaliśmy tam dłużej… Dawidek spędził w szpitalu 33 dni. Wrócił do niego po 2 tygodniach. Serduszko gwałtownie osłabło. Sepsa. Kolejny raz… Synek był niewydolny krążeniowo i oddechowo.
Umierał.
Kazano mi przygotować się na jego śmierć… Śmierć dziecka – czy na to ktokolwiek może się przygotować? Nikt nie dawał nam nadziei. Nikt, oprócz mnie, nie wierzył w to, że się uda. Mój synek to jednak prawdziwy Ślązak – okazał się silny… Gdy tylko jego stan się poprawił, transportem medycznym wróciliśmy do Munster. W ogóle nie powinniśmy stąd wyjeżdżać…
Dawidek jest po cewnikowaniu serca. Zapadła decyzja o drugiej operacji serduszka. Ma odbyć się 11 grudnia! Boję się, ale też czekam na nią jak na zbawienie. Wiem, że bez niej mój synek umrze, bo jego chore serduszko dłużej nie da rady bić. Wierzę też, że w końcu pozwoli mu na zwyczajne życie. Na zwyczajne dzieciństwo. Od narodzin Dawidka nasza rodzina jest rozbita, synek cały czas walczył o życie, cały czas musiałam być z nim. Od maja nie widziałam starszego synka. Kubuś też jeszcze nie widział braciszka, a przecież tak strasznie na niego czekał…
Każdy uśmiech Dawidka, każde zaciśnięcie jego rączki wokół moich palców wynagradza mi jednak wszystko, cały strach, cały ból. Mam 2 miesiące, do zebrania ogromną kwotę, ale wiem, że to właśnie operacja w Munster da Dawidkowi największą szansę. W walce o najwyższą wartość, jaką jest jego życie, znaczenie ma każdy promil… dlaczego walczę po raz kolejny. I znów błagam o pomoc. Dzięki Wam, ludziom o dobrych sercach, serduszko mojego synka może rozbrzmieć tą najpiękniejszą melodią, dźwiękiem życia… Proszę, sprawcie, by mój synek mógł po prostu dalej żyć.