Byliśmy sami z synem, odkąd pamiętam, bo Adam stracił tatę w wieku 13 lat. Pewnego dnia tata nie wrócił po prostu do domu z pracy, otrzymaliśmy telefon, że uległ wypadkowi i już go nie będzie… Adaś strasznie to przeżywał i nie mógł zrozumieć, że nie ma już tatusia. Był małym chłopcem, potrzebował ojca, którego los zabrał mu w tak ważnym momencie życia. Link do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/adamwakulak
Reklama
Reklama
Adam parł do przodu, zadziwiał wszystkich swoją dojrzałością i zrozumieniem sytuacji. Ja, matka, mogłam na niego liczyć w każdej chwili. Zawsze pilny i zorganizowany, nigdy nie sprawiał mi problemów, wiedziałam, że wyrośnie na porządnego człowieka, byłam o niego spokojna. Adam skończył studia, od zawsze pasjonowały go samochody, dlatego połączył swoje zainteresowanie z pracą.
W 2010 roku założył szkołę prawa jazdy, jego marzenie się spełniło, miał swój własny biznes, zaczął spełniać marzenia, stworzył rodzinę. Nikt nie cieszył się z jego sukcesu tak, jak ja, jego matka i zarazem najwierniejszy kibic. W 2012 roku wszystko zaczęło walić się jak domek z kart. Adam coraz częściej miał problemy zdrowotne, ręce i nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Do pracy wstawał dużo wcześniej, by dojść do siebie, by ogarnąć swoje ciało, które coraz mniej chciało się podporządkować.
Diagnozę postawiono szybko, w jednej chwili przekreślając całe życie młodego chłopaka z ambicjami. Choroba Huntingtona dla wielu mogła być zagadką, ale nie dla nas. Dla nas było to niczym wyrok śmierci. Ta podstępna choroba, zwana też pląsawicą, wyniszczająca powoli układ nerwowy i czyniąca nieodwracalne zniszczenie. Zmarła na nią matka męża, jak również jego siostra i brat. W pamięci mieliśmy to, co choroba robi z człowiekiem, jak paraliżuje nerwy, jak człowiek nie może utrzymać równowagi, ma problemy z utrzymaniem przedmiotów, koordynacją ruchów, przełykaniem.
Każda czynność staje się trudna a po czasie praktycznie niemożliwa. Ta choroba jest jak rozwleczona w czasie śmierć, która męczy człowieka, zabiera szanse i nadzieje. Każdego dnia jest gorzej, każdego poranka człowiek budzi się i nie wie, co przez noc zabrała mu choroba. Każdy dzień zaczyna się od sprawdzania, czy można dalej mówić, ruszać rękami, nogami. To nie jest życie dla młodego mężczyzny, to nie jest życie dla mojego syna, który miał tyle planów i tyle chciał w życiu osiągnąć.
Pamiętam, że płakałam, kiedy 2 lata po zdiagnozowaniu choroby Adam musiał zamknąć swoją działalność. Kiedy musiał sprzedać samochód, którym nie był w stanie już jeździć. Żal mi było patrzeć, jak powoli porządkuje swoje sprawy, jak wszystko, co stworzył, kończy się i przepada. Jako matka nie musiałam próbować zrozumieć, co czuje mój synek. Wiedziałam, że jego serce rozrywa się teraz na miliony kawałków i to samo działo się z moim. Wiedziałam, że jest mu ciężko, ale czułam, że jeszcze się nie poddał.
Adaś ma dla kogo walczyć, bo sensem jego życia jest córeczka, poza którą nie widzi świata. 4-letnia Hania potrzebuje taty i to nie takiego, którego będzie pchała na wózku inwalidzkim.
Choroba w ostatnich miesiącach bardzo mocno przyspieszyła i właściwie postawiła Adama pod ścianą. Może zawalczyć teraz albo się poddać i czekać na to, co choroba z nim zrobi. Jeśli teraz coś nie stanie jej na przeszkodzie, za rok mój syn może być zupełnie sparaliżowany, nie mówić, nie odbierać impulsów z otoczenia. On ma dopiero 37 lat, a zaczyna powoli odchodzić. 4 lata bezskutecznego leczenia – tyle czasu poszło na nic, bo lekarze tylko rozkładali ręce i kiwali głowami. Nie chcieliśmy się z tym pogodzić.
Szansa pojawiła się z dnia na dzień. Operacja wszczepienia do mózgu specjalnych stymulatorów to dzisiaj wielka szansa dla osób takich jak mój syn. Te elektrody, wychwytują wszystkie fałszywe impulsy w mózgu i neutralizują je. Mówiąc obrazowo, aparat, którego diody będą zainstalowane w głowie Adama, oszuka chorobę. Tę metodę z powodzeniem stosuję się już na całym świecie i Adam się do niej zakwalifikował! Wiecie, co czuje matka, która przez tyle lat nie umiała się pogodzić z cierpieniem syna? W takiej chwili chciało się płakać ze szczęścia, bo po operacji Adam może jeszcze wiele lat funkcjonować.
Tego, cojuż zabrała choroba, nie odzyskamy, ale możemy ją zatrzymać, później podjąć intensywną rehabilitację i wrócić do sprawności. Nasze światełko w tunelu, jaki stworzyła ta potworna choroba. Koszt tego leczenia jest ogromny i nie stać na to ani mnie wdowy, ani mojego syna inwalidy.
Słyszeliśmy, że jeśli poprosimy o pomoc tak wiele osób, znajdą się ludzie, których poruszy historia mojego syna i którzy tak jak ja nie pozwolą mu zwątpić. Lekarze twierdzą, że operacja, jeśli ma mieć sens, musi się odbyć w październiku, a to mało czasu.
Błagam Was o pomoc z całego matczynego serca. On jest jeszcze taki młody, ma dziecko, które tak bardzo kocha. Pomóżcie mu przeżyć.
Mama