Agatka prosi o pomoc: Uratuj moje serce, uratuj moje życie…

  • Post category:Polska

Nasza córeczka ma tylko trzy latka i po raz trzeci będzie musiała walczyć o życie! Jej serce jest chore i bez operacji nie będzie w stanie dalej bić. Agatka słabnie z każdym dniem, a my tak bardzo boimy się, że ją stracimy. Wada serca naszej córeczki jest śmiertelna. Dzieci z takimi serduszkami umierają… LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/serce-agatki

Reklama

Reklama

Fot. siepomaga.pl

Z Agatką może być jednak inaczej. Walczymy o jej serce. Walczymy o jej życie. Córeczka jest naszym skarbem, naszym największym szczęściem. Termin operacji to wrzesień lub październik, jest więc tak mało czasu, a do uzbierania taka ogromna kwota! Prosimy o pomoc, bo tylko ona może uratować Agatkę.

 

Gdy przyszła na świat, szczęście trwało krótko, tyle co mgnienie oka. Zabrano ją na badania, które miały trwać chwilę… Już nam jej nie oddano. Lekarz wrócił do nas i powiedział, że nasza córeczka prawdopodobnie ma wadę serca. Że natychmiast zabierają ją do innego szpitala, żeby to potwierdzić… Szok, przerażenie, niepewność, w końcu rozpacz. Myśleliśmy wtedy tylko o jednym – że serce to życie. A gdy niedomaga, gdy przestaje bić – człowiek umiera.

W następnym szpitalu kazano nam pogodzić się z myślą, że Agatka nie przeżyje. Można pogodzić się ze wszystkim. Nie z tym!

Nikt nie wie, jak to się stało, że wady serduszka nie wykryto wcześniej. W ciąży robiliśmy dziesiątki badań… Miała być zdrowa. Zdrowa dziewczynka. Jak my się cieszyliśmy! Dzień jej narodzin miał być pełen szczęścia… tymczasem był też pełen strachu i cierpienia. Co zmienia choroba dziecka? Wszystko. Dzieli życie na pół. To, co liczyło się kiedyś, nie ma już znaczenia. Poza tym, żeby dziecko żyło, nie liczy się nic…

 

Spędziliśmy miesiąc w szpitalu. Codziennie się baliśmy, że ten dzień będzie ostatnim. Codziennie czekaliśmy na wieści, jednocześnie modląc się, by żadnych nie było… Lekarze wytłumaczyli nam, że tętnice Agatki mają rozmiar krytyczny – są za malutkie, za wąskie, by wykonać jakikolwiek zabieg. Trzeba czekać, aż urosną. Kolejne badania wykazały, że wada serca Agatki jest bardziej złożona, bardziej skomplikowana niż myśleli lekarze. Agatka ma artezję, czyli zarośnięcie tętnicy płucnej. Ma hipoplastyczne, czyli bardzo wąskie tętnice w płucach, ubytek przegrody międzykomorowej, odartoalne krążenie boczne… Przerażenie, tysiące pytań: co mamy zrobić, żeby uratować nasze dziecko? Gdzie szukać pomocy? Czy nam się uda? Czy damy sobie radę?

Śniły nam się koszmary, w których nasz córeczka opuszczała oddział nie w naszych kochających ramionach, radosna, bezpieczna, ale w czarnym worku… Budziliśmy się z krzykiem. Powiedziano nam, że jeśli chcemy mieć dziecko żywe, mamy bezwzględnie szukać pomocy zagranicą. Że w Polsce znajdziemy lekarzy, którzy podejmą się zabiegu, że takie dzieci były operowane, ale żadne z nich już nie żyje… Że serce Agatki musi operować ktoś doświadczony, ktoś wybitny. Wtedy nasza córeczka dostanie największą szansę na życie.

 

W 2015 dzięki pomocy wspaniałych ludzi trafiliśmy do szpitala pediatrycznego w Rzymie, gdzie dzieci z całej Europy z najcięższymi wadami serca operuje dr Carotti. To dzięki niemu Agatka żyje do dziś. 12 godzin – tyle trwała operacja. Agatka po operacji była nie do poznania. Jej małe usta, do niedawno w kolorze śliwki – sine, bordowe, chore – teraz przybrały kolor brzoskwini. W końcu zaczęła wyglądać jak zdrowe dziecko…

Okazało się jednak, że to początek walki o życie Agatki. Gdy jej serduszko zabiło jednostajnym rytmem, zaczęła tracić oddech. Zapalenia oskrzeli, płuc… Nie zliczę, ile ich było. Konieczna była kolejna interwencja kardiologiczna, podczas której okazało się, że lewe oskrzele jest uciskane przez wszczepiony homograft, a prowadząca do lewego płucka tętnica jest niedrożna, ani trochę się nie rozwinęła! W Polsce lekarze podjęli decyzję o wycięciu płuca. Byliśmy przerażeni – wiedzieliśmy, że usunięcie płuca to ostateczność, że jeśli się na to zgodzimy, nie będzie już odwrotu… Kolejny raz Agatkę uratował dr Carotti. Jego decyzja utwierdziła nas w przekonaniu, że to właśnie on powinien leczyć naszą córeczkę, że on najlepiej poprowadzi jej przypadek! Powiedział, że absolutnie nie należy usuwać płuca, że trzeba je zostawić, bo może kiedyś zacznie działać – usunięcie już nigdy nie da Agatce tej szansy. Podczas kolejnej wielogodzinnej operacji udrożnił dopływ do płuca i przemieścił homograft, by niczego nie uciskał… Dzięki temu uratował płuco Agatki. Ale nasza córeczka to dziecko wciąż chore, wciąż słabe… Tętnice płucne są systematycznie poszerzane, ale to wciąż za mało. Serce znów zaczęło niedomagać. Agatka znów ma sine paluszki. Sine usta. Szybko się męczy, nie może już biegać, tylko chodzi… Spacer z nią robi się niemożliwy, bo po kilku kroczkach kuca, odpoczywa. Często ma potworne ataki kaszlu – tak się dusi, że nie może złapać oddechu… Konieczna jest operacja, Agatka musi mieć jak najszybciej wymieniony homograft  i zastawkę trójdzielną.

 

Patrzymy w niebieskie oczy naszej córeczki, całujemy pulchne policzki, wyciągamy dłonie do ufnie wyciągniętych rączek. Musimy działać, bo inaczej co powiemy naszej córeczce, że rodzice nie dali rady? Że pozwolili, by jej życie było w niebezpieczeństwie? Już jest początek września, a mówiąc o terminie operacji, doktor wskazywał wrzesień lub październik… Naszym wrogiem jest nie tylko wada serca, ale też czas, bo go nie mamy! Prosimy o pomoc, bo bez niej nie mamy szans dać Agatce szansy na życie. Pomóż nie nam, ale jej, by to maleńkie życie mogło dalej trwać.