Ta ciąża była dla nas jak koszmar, wystawiła nas na próbę, której nikt nie chciałby przejść. Miałem zostać ojcem drugiego dziecka, a omal nie straciłem żony i córeczki jednoczenie. Przez większą część ciąży moja żona płakała, a ja szukałem rozwiązania, którego wtedy nie było. W 11 tygodniu ciąży pojechaliśmy na badania prenatalne, a wieczorem tego dnia sprawdzaliśmy z drżącymi rękoma w internecie czy nieprawidłowy przepływ na zastawce trójdzielnej (fala wsteczna) to pewny wyrok śmierci dla naszego dziecka… https://www.siepomaga.pl/haniaowoc
Reklama
Reklama
U Hani Pani doktor podejrzewała też Trisomię 21 – zespół Downa. Tak właśnie wyszliśmy do domu z badania, które miało być potwierdzeniem szczęśliwej przyszłości – zdruzgotani i załamani. W 15 tygodniu zrobiliśmy badanie serca dziecka. Badanie to wykazało złożoną wadę serca – Tetralogię Fallota (TOF). Jest to wada serca złożona z trzech nieprawidłowości – zwężonej tętnicy płucnej, przesuniętej aorty oraz dużego otworu między komorami serduszka.
Od tej chwili czekaliśmy już na bardzo chore dziecko i mogliśmy jedynie oswajać strach, który zdominował nasze życie. Jakby tego wszystkiego było mało, Pani doktor, która oglądała naszą Hanię, dłuższy czas kręciła głową. Wydawało jej się, że znalazła coś jeszcze i stwierdziła, że dziecko ma nieprawidłowy profil twarzy, małożuchwie i zespoł Di George’a. Zostaliśmy skierowani na konsultację genetyczną, podczas której profesor genetyki zaproponował, abyśmy wykonali amniopunkcję oraz kariotyp. Badania te miały wykluczyć lub potwierdzić wszystkie podejrzenia dotyczące wad płodu.
Po czterech tygodniach oczekiwania dostaliśmy wyniki. Były prawidłowe dla kariotypu, jak i dla genu, co wykluczało zaburzenia chromosomowe, w tym wykluczały również zespół Di George’a.
Dnia porodu, nie zapomnę do końca życia, bo był najgorszym dniem, jaki przeżyłem. 1 marca 2017 roku mogłem stracić dwie najważniejsze osoby w życiu. Łożysko przodujace – tak nazywa się anomalia, którą moja żona mogła przepłacić życiem. Krwotok był tak silny, że po cesarskim cięciu zabrali ją na OIOM w stanie bezpośredniego zagrożenia życia, nadal utrzymując w śpiączce farmakologicznej. Ja w tym czasie siedziałem na korytarzu, modląc się i odchodząc od zmysłów.
Z poprzedniego porodu pamiętałem, że nie trwa to tak długo, czułem, że są komplikacje, że dzieje się coś złego. Kiedy nie przychodziły żadne wiadomości, zdobyłem się na odwagę i nacisnąłem dzwonek na drzwiach sali porodowej. Kiedy otworzyły się drzwi stanąłem oko w oko z informacją, która jeszcze brzmi mi w uszach. Stan Żony jest krytyczny i robimy wszystko aby utrzymać ją przy życiu. Usiadłem, straciłem zmysły i rozum, zatrzymał się czas, przestało do mnie cokolwiek docierać, nie dobierałem telefonu… W tym samym czasie moją malutką córeczkę przetransportowano na OIOM dziecięcy.
Zostałem sam ze swoją bezsilnością w chwili, kiedy moje najważniejsze dziewczyny walczyły o życie. Miały szczęście, a właściwie ja miałem, bo przetrwały najgorsze chwile i dzisiaj są ze mną. Później dowiedziałem się, że gdyby przy porodzie nie było Profesora, który zna już takie przypadki, dzisiaj nie miałbym żony.
Do domu pojechaliśmy po 10 dniach, podczas których codziennie bałem się wejść na oddział. Wreszcie razem, jakby bezpieczniej, ale serce Hani mogło w każdej chwili spłatać jakiegoś figla. Obecnie Hania ma już 5 miesięcy, rośnie i rozwija się prawidłowo. Chore serduszko ujawnia się wtedy, kiedy Hania płacze – jej ustka sinieją. Jesteśmy pod stałą opieką kardiologiczną w Krakowie Prokocimiu.
Po wielu konsultacjach kardiologicznych i kardiochirurgicznych wiemy, że Hania będzie wymagała przynajmniej 2 operacji, a pierwsza z nich powinna odbyć się już w 9 miesiącu jej życia. Po konsultacji u Profesora Edwarda Malca posiadamy wiedzę, iż jeśli wszystko się powiedzie, Hania mogłaby mieć tylko jedną operację na otwartym sercu z łatą naturalną z jej własnej tkanki, a nie ze sztuczną łatą, która mogłaby w przyszłości wprowadzać ograniczenia w jej życiu lub doprowadzić do następnej operacji i koniecznej wymiany łaty.
Profesor Malec ma bardzo duże doświadczenie w operowaniu takiego typu wad serca oraz w stosowaniu naturalnych tkanek. Obiecał, że skończy się na jednej operacji, a my już o niczym więcej nie potrafimy myśleć. Bardzo chcielibyśmy móc wyjechać na operację do Munster, gdzie obecnie operuje Profesor, ponieważ chcemy jak najlepiej dla naszego dziecka.
To nasze największe marzenie, aby Hania miała tylko jedną operację, taką, która zakończy jej problemy, a nam pozwoli spać spokojnie. Nasza córeczka może żyć jak inne dzieci, może być zdrowa. Problemem, jak zwykle, są pieniądze. Sami nie damy rady. Z Waszą pomocą tak. Prosimy o szansę dla naszego dziecka.