Dziś rocznica krwawej niedziela na Wołyniu. 11 lipca 1943 roku nastąpił punkt kulminacyjny rzezi wołyńskiej, akcja masowej eksterminacji polskiej ludności cywilnej na Wołyniu przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Bandery (OUN-B), Ukraińską Powstańczą Armię (UPA). Tego dnia zaatakowano w 99 miejscowościach, głównie w powiatach włodzimierskim i horochowskim. W następnych dniach masakry były kontynuowane.
Reklama
Reklama
W nocy z 10 na 11 lipca 1943 oddziały UPA przy wsparciu chłopstwa ukraińskiego zmobilizowanego w tzw. Samoobronnych Kuszczowych Widdiłach przystąpiły do skoordynowanego ataku na miejscowości, w których żyli Polacy, głównie w powiatach włodzimierskim i horochowskim, a także kowelskim. Jednej z pierwszych masakr dokonano w Dominopolu, rozstrzeliwując przy okazji współpracujący dotąd z UPA oddział partyzancki Stanisława (Celestyna?) Dąbrowskiego. Sprawcy (przypuszczalnie upowcy zahonu „Sicz” Antoniuka) zabili około 220 Polaków. Około godziny 2:30 UPA napadła na Gurów, zabijając 200 Polaków. Pół godziny później ci sami sprawcy przeszli do Wygranki, gdzie zamordowali 150 osób.
Oprawcy działali w wyspecjalizowanych grupach – jedne pododdziały otaczały wieś kordonem, inne zajmowały miejscowość, gromadziły ofiary w jednym miejscu i dokonywały masakry. Oczyszczaniem terenu z niedobitków oraz grabieżą zajmowali się ukraińscy chłopi. Oddziały UPA po dokonaniu masakry w jednym miejscu szybko udawały się do następnej osady, którą zamierzano wymordować.
W kilku przypadkach (Chrynów, Krymno, Kisielin, Poryck, Zabłoćce) dokonano zbrodni na Polakach zebranych na mszy w kościele. W Chrynowie zamordowano 150 osób, w Krymnie 40, w Porycku 200, a w Zabłoćcach 76. W Kisielinie zginęło 90 Polaków, lecz część wiernych zdołała zabarykadować się na piętrze plebanii i obronić przed atakami upowców. W wyniku ataków na kościoły zginęło dwóch księży (Józef Aleksandrowicz w Zabłoćcach oraz Jan Kotwicki w Chrynowie), zaś ks. Witold Kowalski z Kisielina został ciężko ranny. Ksiądz Bolesław Szawłowski według sprzecznych relacji zginął także 11 lipca (w kościele w Porycku) lub też został jedynie ranny, a upowcy odnaleźli go i dobili dzień później.
Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków i innych narzędzi zbrodni. Nierzadko zbrodnie były dokonywane ze szczególnym okrucieństwem, ofiary były torturowane. Często polskich zabudowań nie palono od razu, lecz dopiero po kilku dniach, by w tym czasie schwytać i zabić ewentualnych niedobitków, którzy powróciliby do swoich domów