Szpital w Lublinie nie powiadomił rodziny o wypisaniu 87-letniej pacjentki, która zmaga się z demencją oraz przeszła udar. Niefrasobliwość decydentów kosztowała niepotrzebne nerwy i spowodowała konieczność interwencji ze strony policji.
Reklama
Reklama
Anna Oguz, córka starszej kobiety, nie potrafi zrozumieć, dlaczego szpital, mimo wiedzy o stanie zdrowia jej mamy, dopuścił do takiej sytuacji. Kobieta powiadomiła policję, z którą wspólnie rozpoczęła poszukiwania.
87-latka trafiła na Szpitalny Oddział Ratunkowy SPSK4 w Lublinie w połowie kwietnia, uskarżając się na wysokie ciśnienie i silny ból lewej ręki, która w dodatku zaczęła puchnąć i słabła. Podobne objawy towarzyszyły jej tydzień przed wizytą w szpitalu. Wówczas odwiedziło ją pogotowie, które podało leki na nadciśnienie oraz przeciwbólowe.
Kiedy sytuacja powtórzyła się, córka seniorki zadzwoniła na pogotowie. Podczas trwającej rozmowy, konsultant zalecił przewiezienie kobiety na SOR, co też uczyniła. W związku z tym, że nie wolno przebywać na oddziale nikomu poza personelem, pani Anna zostawiła pozostawiła numer kontaktowy, prosząc o telefon na wypadek wypisania jej mamy ze szpitala. W międzyczasie kobieta pojechała do domu po dokumentację medyczną swojej mamy. Gdy wróciła do szpitala z kompletem badań i diagnoz, usłyszała, że… jej mama została wypisana do domu!
W szpitalu poinformowano ją, że dla jej mamy zamówiono taksówkę. Jak podkreślała zdenerwowana całą sytuacją pani Anna, nie mogła zrozumieć, dlaczego nikt się z nią nie skontaktował i pozwolił na to, by osoba w tym wieku i z tak poważnymi schorzeniami została puszczona bez stosownej opieki.
Na szczęście seniorka wiedząc, że nie ma przy sobie kluczy do mieszkania, udała się do swojej wnuczki mieszkającej tuż za miastem, w Jakubowicach. Taksówkarzowi tłumaczyła, którędy ma jechać, gdyż nie pamiętała adresu, a jedynie drogę do pokonania. Choć była zziębnięta i przestraszona, szczęśliwie zdołała dotrzeć do wnuczki,
Jak przekazała rzecznik lubelskiego szpitala Marta Podgórska, o całym zajściu został powiadomiony pełnomocnik do spraw pacjentów oraz lekarz kierujący oddziałem.
Rodzina kobiety zapowiadała również, że złoży skargę do Narodowego Funduszu Zdrowia.