„Szkoła z TVP” to efekt współpracy między telewizją publiczną a Ministerstwem Edukacji Narodowej. W zamyśle twórców program miał być remedium na obecne problemy związane z zamknięciem szkół. O ile inicjatywa okazała się słuszna, o tyle wykonanie pozostawiło wiele do życzenia. Po wylanej fali krytyki, głos w sprawie zabrała jedna z występujących nauczycielek.
Reklama
Reklama
Pierwsze emisje nowej serii pokazały, jak niedopracowana była to koncepcja. Widzowie podkreślali słaby poziom merytoryczny, zwracając uwagę na liczne błędy, np. mylenie obwodu ze średnicą.
Jednak, jak to zwykle bywa w tego typu sytuacjach, niechęć została okazana nie decydentom, lecz zatrudnionym do projektu osobom. Jedna z nich, chcąc pozostać anonimowa, opowiedziała, jak od kuchni wyglądało przygotowywanie produkcji.
Jak podkreśla uczestniczka nowego programu edukacyjnego, wszystko odbywało się w atmosferze pośpiechu. Organizowana była swego rodzaju łapanka. Do projektu oddelegowano nauczycieli za pośrednictwem dyrekcji szkół. Na przygotowywanie materiału czasu było niewiele, bo zaledwie jeden dzień.
Co gorsza, nie było żadnych prób czy też poprawek, a bieżący montaż od razu był wysyłany jako materiał do wykorzystania. Prowadzące program otrzymały pobieżne wytyczne, zaś scenariusz i materiały dydaktyczne nie zostały w żaden sposób opracowane. Do tego wszystkiego zabronione było korzystanie z materiałów pomocniczych, dostępnych w internecie. Telewizja wymagała bowiem posługiwania się materiałami z własnymi prawami autorskimi.
Nagrania odcinka trwały cały dzień, kręcone były na wyrywki, bez prób. Nauczycielki uskarżały się na warunki, które potęgowały zmęczenie i stres.
W jaki sposób miażdżąca krytyka przełożyła się na funkcjonowanie? Jak podkreśla uczestniczka projektu: „W tej chwili czuję się jak zgnojony człowiek, nic niewarty. Boję się wyjść z domu, żeby ktoś mnie nie rozpoznał, żeby nie być wytykaną palcami. Budzę się w nocy i myślę, jak tu zniknąć”