Życie dziecka nie ma swojej ceny? Nieprawda. Kwota, którą widzisz na zielonym pasku – to cena za życie naszej córeczki. Cena, którą musimy zapłacić jak najszybciej! Kaja gaśnie w oczach. Liczy się już nie tylko każdy dzień, ale każda godzina, minuta! Rak szaleje, atakuje coraz zacieklej, są przerzuty… Jesteś naszą jedyną i ostatnią szansą na to, że Kaja będzie żyć! Nadzieja, to ona umiera ostatnia… W przeciwnym razie to nasze dziecko umrze. LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/walka-kai?fbclid=IwAR2NCG2MRDuo1K9oc6y9SZ56-TX-nW8JwL1MaRepSZAARwPSUdgFCYdWU5Y
Reklama
Reklama
Nie ma już wymarzonych warkoczy, Kaja znów ma zupełnie łysą główkę. Nie ma już miejsca w szkolnej ławce obok koleżanki, jest szpitalna sala na oddziale onkologii, w której leży nasza Kajeczka. Nie ma już wygłupów, jest grymas bólu i dojście centralne, przez które popłyną kolejne litry chemioterapii… Wszystko, o czym Kaja marzyła – tego już nie ma. Runęło jak domek z kart wraz z jednym słowem, esencją cierpienia i raka, słowem, którego baliśmy się jak niczego innego na świecie. WZNOWA.
Ratunku w Polsce dla naszej córeczki już nie ma – to wiedzieliśmy od dawna. Kaja jest w klinice w Greifswaldzie – dziecięcym szpitalu, w którym leczy się dzieci z najcięższą formą neuroblastomy. Lekarze się nie poddają, mówią, że wciąż jest szansa, że walka będzie zaciekła, będzie trudna, ale może być wygrana. Kaja nie chce niczego poza jednym – żyć. Przerwanie leczenia oznacza jedno – koniec.
Oddział onkologiczny, łóżeczka, w których jednego dnia leżą dzieci pozbawione włosków, brwi i rzęs, a które następnego dnia są puste i ten zapach – szpitala i strachu o życie dziecka – zawsze wydawało się nam, że to inny świat, taki, który istnieje, ale gdzieś daleko od nas. Od 4 lat to nasz dom. 10 listopada 2014, drugie urodziny Kai. Zamiast świętować kolejny rok życia naszej córeczki, dowiedzieliśmy się, że umiera. Wszystko było gotowe – tort, nadmuchane balony, kolorowi goście… Kajeczka źle się jednak czuła, wymiotowała, była słaba, ledwo stała na nóżkach. Zamiast wesołego przyjęcia był szpital i badanie USG brzuszka, tak dla formalności. Kaja była pewna, że za kwadrans będzie już w domu. Nie zobaczyła go przez wiele miesięcy.
Jest źle, guz o wielkości 8 na 10 centymetrów, natychmiast jechać na onkologię…
Gdy dowiadujesz się, że Twoje dziecko ma raka, że może umrzeć, umiera część Ciebie. Neuroblastoma, złośliwy nowotwór układu nerwowego. Rak tak okrutny, że atakuje tylko dzieci, zabierając życia tych najbardziej niewinnych – 50% chorujących na niego pacjentów nie obchodziło jeszcze drugich urodzin. 50% dzieci umiera. Gdy guz zaczyna dawać objawy, wtedy oznacza zazwyczaj, że to IV stadium, że są przerzuty do kości i szpiku. Tak jak u Kai.
Przez kilka tygodni żyliśmy jak we mgle, jak w złym śnie. Gdy szok minął, zaczęła się walka. Leczenie trwało rok. Kaja płakała. Cierpiała. I walczyła, zadziwiając nas i lekarzy swoją siłą. Agresywna chemia, operacja, znów chemia, leki podtrzymujące… Kaja szła przez leczenie jak burza. Wróciła nadzieja. Znów dom, znów normalność. Na 3 miesiące. A potem – wznowa. Powrotny bilet do onkologicznego piekła…
To nas zabiło. Było gorzej niż za pierwszym razem. To oznaczało, że rak jest silny, silniejszy niż przypuszczaliśmy. Że koszmar się nie skończył, ale wciąż trwa. Że szanse maleją. Szok, potworny szok… Do strachu o życie dziecka doszedł wtedy ten, skąd wziąć pieniądze na leczenie – po chemii i autoprzeszczepie szpiku Kaję czekała immunoterapia, leczenie przeciwciałami anty-Gd2. W ostatniej chwili okazało się, że Kaja nie może przejść ostatniego etapu w Polsce, musieliśmy zbierać pieniądze na leczenie w Niemczech, tak trafiliśmy do Greifswaldu. Udało nam się, dzięki setkom dobrych ludzi, których spotkaliśmy na swojej drodze… Ludzi takich jak Ty. Po kilku miesiącach życia na trasie Warszawa-Greifswald usłyszeliśmy najpiękniejsze słowo na świecie – „czysto”. Kaja pokonała chorobę po raz drugi.
Była zdrowa przez 9 miesięcy. Szczerze – myśleliśmy, że tak będzie zawsze. Odrosły jej upragnione włoski. Pierwszy raz kąpała się w morzu. 3 września poszła do szkoły… A potem zaczęła uskarżać się na ból pod kolankiem. Obejrzeliśmy, wyczuliśmy zgrubienie. USG, rezonans, podejrzenie wznowy. Niemożliwe… Szybki wyjazd do Greifswaldu, gdzie nasz świat runął po raz kolejny. Rak wrócił. I dzień po dniu atakuje dalej.
Na rozmowę z lekarzami czekaliśmy jak na ścięcie głowy. Bardziej niż o życie Kai baliśmy się chyba tylko jednego – że powiedzą nam, że to koniec, że nie ma szans, że już nic nie da się zrobić. Słowa docierały do nas jak z oddali… Sytuacja jest bardzo, bardzo zła, ale lekarze będą walczyć o życie naszej córeczki. Nie będzie to łatwe, bo Kajka po wieloletnim leczeniu ma wiele powikłań… Dobranie odpowiedniego leczenia będzie bardzo trudne, ale możliwe. Wiemy, że jeśli gdziekolwiek mogą uratować życie Kai, to tylko tam. W Polsce Kaja przeszła wszystkie dostępne protokoły leczenia.
Kosztorys zwalił nas z nóg… zera wirowały przed oczami. 875 000 euro… Horrendalnie wysoka kwota, bo lekarze będą próbować każdej metody, by pomóc Kai – łączyć i stosować różne chemie, leki, by powstrzymać chorobę, następnie badać Kajeczkę i modyfikować leczenie w zależności od wyników
Jedyna szansa, jedyna nadzieja. To albo czekać na śmierć… Życie naszego dziecka zależy od tego, czy uzbieramy pieniądze, zależy od Ciebie… Prosimy, nie, my błagamy… O każą złotówkę, każde udostępnienie, każdy SMS. Tylko Ty masz tę moc. Kaja gaśnie. Rak postępuje. Każdy oddech, każde bicie serduszka naszej córeczki jest dziś w Twoich rękach.