To był ostatni dzień Rajdu Liepāja. Wzbijali się w powietrze, mieli oglądać wyścig z wysokości. Helikopter nie zdążył dobrze wystartować. Zahaczył o linie wysokiego napięcia. Maszyna runęła na ziemię.
Reklama
Reklama
Na pokładzie były cztery osoby, w tym dwóch Polaków. Paweł Jagniątkowski przed startem zrobił sobie zdjęcie w kokpicie, wysłał je rodzinie i przyjaciołom. Chwilę później już nie żył. Zginął na miejscu, osierocił trójkę dzieci. Wacka Kosteckiego w bardzo poważnym stanie przewieziono do szpitala. Zaczęła się dramatyczna walka o jego życie. To był 8 października 2017 roku.
Wacek – rajdowiec, kierowca, dziennikarz motoryzacyjny, instruktor. Uwielbiany przez kursantów, zawsze cierpliwy, uśmiechnięty, ciepły. Założyciel Szkoły Jazdy Subaru. Od wielu lat szkolił kierowców, prowadził też szkolenia z bezpiecznej jazdy. To był jego priorytet – bezpieczeństwo. Na to zawsze uczulał swoich kursantów. Dzięki temu zapobiegł setkom wypadków, uratował wiele żyć… Poza tym – fajny, ciepły facet, zakochany w motoryzacji Człowiek o wielkim sercu i jeszcze większej charyźmie. Oddany przyjaciel. Wspaniały mąż. Ukochany tata.
Córkę Wacka, Sonię, dzień wypadku prześladuje jak zły sen. Gdy zawiadomiono ją o tym, co się stało, rzuciła wszystko i pojechała być przy ojcu. – Tata trafił do szpitala na Łotwie w stanie śpiączki. Po przyjęciu tomografia wykazała liczne obrażenia wewnętrzne – zerwanie lewej części przepony, przemieszczenie organów jamy brzusznej do klatki piersiowej, uszkodzenie płuc – oraz to co najgorsze – uszkodzenie mózgu… Tata przeszedł natychmiastową operację, ratującą jego życie. Zaintubowany, podłączony do aparatury, podtrzymującej go przy życiu, wyglądał jak cień siebie.
25 października odrzutowiec medyczny przetransportował Wacka na Oddział Intensywnej Terapii w szpitalu w Krakowie. Tam przeszedł kolejną operację usunięcia wodniaka. Obrażenia wewnętrzne zaczęły się goić, jednak dalej pozostawał w śpiączce. Jest w niej do dziś.
Lekarze powiedzieli nam, że mózg ludzki jest niezbadany, nie wiadomo, jak rozległe są uszkodzenia i jaka będzie ich konsekwencje… Na Łotwie, zaraz po wypadku, powiedziano mi, że tata już nigdy nie będzie tym, kim był. W Polsce lekarze są jednak bardziej optymistyczni. Stan śpiączki, w którym przebywa tata, określono jako GsC 4-5. Dający szansę na pełne wybudzenie!
Od tego momentu zaczęła się walka o to, by obudzić Wacka ze śpiączki. Po miesiącu od transportu do Polski przeniesiono go do Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej. Tam sztab specjalistów codziennie, przez wiele godzin, pracuje nad tym, by wybudzić Wacka.
Ze zdjęć sprzed wypadku patrzą na nas piwne, pełne ciepła oczy. Dziś to właśnie one są jedynym sposobem kontaktu Wacka ze światem. Nie komunikuje się słowem czy gestami, ma jednak otwarte oko i nawiązuje kontakt wzrokowy. Gdy włączamy mu filmiki z rajdów, skupia na nich wzrok… Reaguje na dźwięki – gdy spada pilot, patrzy w tamtą stronę. Reaguje na ból… To już ogromne postępy, wcześniej nie było nawet tego. Teraz walczymy o to, by tata zaczął nas rozumieć. Według badania tomografem nie ma już wodniaka ani żadnych krwawień w mózgu. To bardzo dobra wiadomość! Neurolog powiedział, że mózg jest w dobrym stanie i wszystko teraz zależy od rehabilitacji taty… Każdy, najmniejszy postęp daje nam nadzieję i wiarę w to, że będzie dobrze, że tata do nas wróci!
Koszt pobytu w klinice to 27 tysięcy złotych miesięcznie, do tego dochodzą dodatkowe koszty leczenia. Kogo na to stać? Chyba nikogo… Codziennie toczą walkę o pieniądze, żeby mój tata miał szansę walczyć o swoje życie i zdrowie. Od 5 miesięcy, dzień w dzień.
Nie proszę o żadną inną pomoc niż jedna złotówka, jeden sms, jeden gest wsparcia. Tylko tyle, by dać mojemu tacie szansę na powrót do zdrowia. Proszę, dołączcie do mnie, bo sama nie dam rady. Chcę tylko mieć możliwość rehabilitowania taty. Chcę zapewnić mojemu Tacie to, co on zapewniał mi przez lata – warunki do walki. Chcę, żeby mógł wsiąść do auta i przejechać jeszcze Nurburgring. Chcę, żeby mógł robić to, co kochał. Chcę z nim jeszcze kiedyś móc porozmawiać…Tata to człowiek bardzo ważny dla polskiej motoryzacji, ale przede wszystkim jest ważny dla mnie. Wiem, że poruszę niebo i ziemię, żeby on do nas wrócił.