Wczoraj pisaliśmy o pilocie, który wstrzymał loty na kilkadziesiąt minut na lotnisku Chopina. Wleciał on awionetką w strefę w której nie wolno latać. Z tego też powodu lotnisko myślało początkowo, że obiekt jest dronem. Teraz okazuje się, że pilot… miał wszystkie pozwolenia!
Reklama
Reklama
Do wydarzenia doszło we wtorek. 25 rejsów było opóźnionych z powodu przelotu niewielkiego samolotu na Lotnisku Chopina.
Po tym, jak pilot zorientował się, że jest poszukiwany, sam zgłosił się na policję i… przedstawił dokumenty potwierdzające, że lot odbył się zgodnie z prawem.
Okazało się, że pilot maszyny jest pracownikiem firmu fotogrametrycznej Opegieka, a lot miał na celu przetestowanie lasera w badaniu roślinności. Centrum opublikowało nawet oświadczenie w tej sprawie.
„Lot odbywający się na pułapie 1350m nad terenem lotniska był w pełni bezpieczny. Zielone światło emitowane przez samolot było efektem zastosowania najnowszego, dwuspektralnego skanera Riegl VQ-1560i-DW, umożliwiającego obecnie najbardziej precyzyjną rejestrację i interpretację danych. Użycie tej technologii pozwoliło na bardzo szybkie pozyskanie danych oraz możliwie najkrótsze przebywanie samolotu w rejonie zwiększonego ruchu lotniczego” – zapewnia firma.
Ponadto Opegika przekonuje, że ma szereg zezwoleń na lot:
• zgodę na lot wydaną przez Prezydenta m.st. Warszawy
• zgodę na lot wydaną przez Prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego
• zgodę na lot wydaną przez Polska Agencję Żeglugi Powietrznej
• zaświadczenie Prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego o uprawnieniu do wykonywania operacji lotniczych
• uzgodnienia z Senior Kontrolerem APP (zbliżanie) przed rozpoczęciem lotu.
Jeżeli rzeczywiście wszystkie procedury zostały dochowane znaczy to, że w którymś miejscu musiała zawieść komunikacja.