Boeing 787 Dreamliner, wyczarterowany przez PLL LOT miał awarię silnika. Nie wylądował jednak w Miami, a poleciał aż do Nowego Jorku, oddalonego w linii prostej od Cancun o blisko 2,5 tys. km.

Samolot wystartował 23 marca z Cancun w Meksyku do Warszawy z 250 pasażerami na pokładzie.

1,5 minuty po starcie maszyna ma problem z silnikiem. Zapada decyzja o lądowaniu, a najbliższy port jest w Miami na Florydzie. Po konsultacji z Centrum Operacyjnym samolot ma lecieć aż do Nowego Jorku. Według „Faktu” miało chodzić o pieniądze.

Dreamliner ląduje w Nowym Jorku, a po dwóch miesiącach zostaje naprawiony. LOT wydał teraz specjalne oświadczenie w którym wyjaśnia, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami i nie było zagrożenia na życia pasażerów.

„Kapitan rejsu LO6506 stwierdził usterkę silnika, a następnie podjął decyzję o lądowaniu w jednym z portów zapasowych, czyli na Lotnisku JFK w Nowym Jorku. Podczas lotu z Cancun ani przez chwilę nie było zagrożenia dla pasażerów, gdyż zgodnie z zaleceniami producenta silników samolot B787 Dreamliner może bezpiecznie kontynuować lot na jednym silniku przez cztery godziny, a zgodnie z bardziej restrykcyjnymi zasadami ustalonymi wewnętrznie przez LOT przez trzy godziny” – czytamy w oświadczeniu wysłanym WP.

LOT wyjaśnia, że producent silników dopuszcza bezpieczny lot na jednym silniku do lotniska oddalonego o 240 minut. LOT skrócił tę procedurę do 180. Dodaje, że w momencie w którym nastąpiła usterka odległość pomiędzy lotniskami była porównywalna.

Jak wynika z informacji money.pl, awaryjne lądowanie na lotnisku w Nowym Jorku nie umknęło uwadze Federalnej Administracji Lotnictwa (FAA – wcześniej Federalnej Agencji Lotnictwa). To amerykański odpowiednik polskiego urzędu lotnictwa. Amerykanie rozpoczęli śledztwo w tej sprawie.

Źródło: Fakt / wp.pl / money.pl