Do wypadku doszło na ul. Sikorskiego, przy skrzyżowaniu z Czarnomorską. Rozpędzona karetka uderzyła w samochód osobowy, a następnie przewróciła się na bok. Pijany kierowca okazał się stażystą. Jego tłumaczenia są kuriozalne.
Reklama
Reklama
Prowadzący nie był, wbrew wcześniejszym informacjom ratownikiem medycznym, a stażystą.
Do tego nie miał uprawnień do prowadzenia jakichkolwiek pojazdów, a karetkę prowadził po raz pierwszy w życiu.
Karetka zaś nie była pojazdem systemowym, należącym do służby zdrowia, a karetką przewozową prywatnej firmy. Właściciel złożył zawiadomienie o kradzieży, bo jak się okazało mężczyzna, który prowadził pojazd tej nocy, zdobył go bez wiedzy przełożonych.
Jak mówi Robert Koniuszy z Komendy Rejonowej Warszawa II, w wypowiedzi dla TVN24, podejrzany złożył już wyjaśnienia. Jak mówił, jego dziewczyna źle się poczuła i chciała wezwać pogotowie. 20-latek postanowił zachować się po „bohatersku” i sam zabrać ją kradzioną karetką do szpitala.
Za kierowanie pojazdem bez prawa jazdy i spowodowanie kolizji (w wypadku ucierpiał tylko on sam), 20-latkowi grozić będzie grzywna do 5000 zł.
Dużo wyższa kara grozi mu już za kradzież z włamaniem i prowadzenie auta pod wpływem alkoholu. Oskarżony może usłyszeć wyrok nawet 10 lat pozbawienia wolności.
Będzie musiał też pokryć wszystkie szkody na rzecz firmy i kierowcy w którego uderzył.