Napisała do nas Marta, jedna z Czytelniczek tosiedzieje.pl z probą o pomoc dla swojej mamy. Tracimy naszą mamę, codziennie patrzymy, jak zabiera ją rak i śmierć. To coś, czego nie życzymy najgorszemu wrogowi, ból jest nie do wytrzymania. Nigdy nie sądziliśmy, że będziemy musieli błagać kogokolwiek o pomoc, ale zrobimy to, bo naszą mamę można uratować! Zrobimy dla niej wszystko… Walczymy o jej życie razem z naszym tatą. Jeśli kochasz swoją mamę, jeśli nie wyobrażasz sobie bez niej życia, jeśli zrobiłbyś dla niej wszystko – prosimy, pomóż naszej… LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/dla-danuty
Reklama
Reklama
To trwa już 8 lat, tyle czasu mamę niszczy rak, 8 lat, w trakcie których miało być lepiej, tymczasem każde badanie to kolejne łzy i rozpacz. Najpierw mama wyczuła w piersi guzek. Był strach – ale też wiara, że to może nic złego, że wszystko będzie dobrze. Nie było. Było zupełnie na odwrót… Badania, biopsja, aż w końcu diagnoza, która sprawiła, że dotychczasowe życie się skończyło. Ciężko było oddychać, śmiać się, żyć, wszystko straciło znaczenie przy tym, że nasza mama ma raka.
Mama. Najważniejsza osoba w naszym życiu, najlepsza, najbardziej czuła. Ktoś, bez którego nie byłoby nas, kogo kochające ramiona chronią przed całym złem tego świata. Ktoś, kto przewijał, karmił, wycierał łzy, przytulał, wychowywał, kochał… Taka też jest nasza mama, Danusia, wspaniała żona dla naszego taty Henia, cudowna babcia dla maleńkiej Zuzi… Jest tak dobrą osobą, dlaczego spotkało ją takie cierpienie, takie zło…?
Potem było to miejsce, które widzi się w koszmarach, kojarzące się ze strachem i śmiercią – szpital onkologiczny. Mama przeszła mastektomię piersi lewej, wycięto jej też węzły chłonne. Badanie histopatologiczne wykazało, że rak jest rozsiany… Mama zaczęła chemioterapię. 8 cykli… Było ciężko, bardzo. Pękały nam serca, gdy widzieliśmy mamę w szpitalu – ona, zawsze silna, będąca oparciem dla innych, nie była w stanie wstać z łóżka. Nie ma słów, żeby opisać ten smutek, ten ból, ten strach… Gdybyśmy mogli, to razem z naszym tatą wzięlibyśmy na siebie część jej cierpienia, żeby tylko nasza ukochana mama i żona przestała cierpieć. Mogliśmy jednak tylko być obok, wierzyć i wspierać ją z całych sił, mimo płynących z oczu łez.
Nasza mama to jednak wojowniczka, amazonka, walczyła dzielnie i przez 3 lata wydawało się, że wygrała. To było najpiękniejsze – świadomość, że mama jest zdrowa, że najgorsze za nią i teraz już będzie dobrze, że już nic złego się nie stanie… Powróciła nadzieja na życie, były plany, marzenia, radość. Mama wierzyła, że zamknęliśmy rozdział pod tytułem nowotwór. Była taka szczęśliwa… A potem pojawił się ból kości, porażający, nieludzki, nie do zniesienia. Jak dziś pamiętamy ten moment, gdy mama odebrała wynik. RAK KOŚCI… przerzuty na biodro i miednicę… Rak, ten potwór, który chce zabić naszą mamę, nie odpuścił, on tylko przyczaił się, czekał w ukryciu, by zaatakować ze zdwojona siłą…
To był moment załamania. Było gorzej niż za pierwszym razem… wtedy był szok, ale i nadzieja, a przy przerzutach była już tylko rozpacz, że to wszystko – ten ból, to cierpienie – było na darmo… Zaczęły się kolejne cykle chemioterapii i radioterapii. Dni i miesiące przestały mieć znaczenie, zlewały się w jedno, liczyły się tylko daty kolejnych badań, cykli, wizyt. Wszyscy żyliśmy tylko jednym – nadzieją, że choroba mamy w końcu się zatrzyma.
Kolejny rok miał być lepszy, tylko tego życzyliśmy sobie na Święta i Sylwestra – by mama była zdrowa. Było jednak tylko gorzej… Wrzesień 2013, dalsze ogniska na lewym biodrze i miednicy lewej. Potworny ból, który stał się nieodłącznym towarzyszem każdego dnia, mama mówi, że nauczyła już się z nim żyć. Wiedziała jednak, że musi pokonać chorobę, bo ma dla kogo żyć, ma nas, tatę, przyjaciół… i kogoś jeszcze. Na świat przyszła jej pierwsza wnusia – Zuzia, która stała się jej oczkiem w głowie i dodała sił do dalszej walki. Tylko przy niej mama zapominała o chorobie i cierpieniu… Nowotwór jednak nie zapomniał, zaatakował ponownie. W czerwcu scyntygrafia kości: przerzut na kręgosłup… Trzy miesiące później kolejny przerzut na kręgosłupie… lekarze leczą już tylko paliatywnie, chemia i radioterapia. Listopad, kolejne badania i kolejne dramatyczne diagnozy… przerzut na wątrobę i obydwa płuca…
Ból niszczy życie mamy, sprawia, że z bezsilności płacze, nie pozwala jej odpocząć, nie pozwala spać, chodzić. Lekarze rozkładają ręce – chemia nie działa, będzie tylko gorzej, boleć będzie do końca. Jak żyć ze świadomością, że nic nie można już zrobić, że zostało niewiele czasu…? My się nie poddamy, dalej walczymy! I wtedy w mroku pojawiła się iskierka nadziei – innowacyjna metoda leczenia raka, mogąca zatrzymać przerzuty! Wlewy dożylne z salinomecyny, hipertermia ciała i immunoterapia, mająca odbudować zniszczony chemią organizm. Mama zaczęła już leczenie w Klinice Immunomedica, czuje się dobrze. Znów ma nadzieję, że wygra! Może pokonać raka, może żyć! Leczenie daje szansę, nie jest jednak refundowane, dlatego walczymy o środki, by je opłacić, prosimy o pomoc dla naszej ukochanej mamy, bez której nie wyobrażamy sobie dalszego życia…
Mamo, tak bardzo Cię kochamy i zrobimy wszystko, żebyś została z nami. Jesteś wspaniałą żoną, fantastyczną mamą, cudowną babcią… Nie możesz umrzeć, wiemy, że pokonasz raka, że będziesz żyć! Wierzymy, że dobro, które dawałaś przez tyle lat nam i innym ludziom, do Ciebie wróci. Że nadejdzie dzień, w którym w Twoich oczach zagości spokój i radość z tego ze żyjesz bez bólu… i bez raka…
O to prosimy… Pozwólcie naszej mamie żyć!