Serce Bartusia jest w niebezpieczeństwie. Konieczne cewnikowanie!

  • Post category:Polska

Każdy nasz dzień od narodzin Bartusia jest wypełniony strachem o jego życie… Wszystko przez ciężką, złożoną wadą serca, z którą przyszedł na świat. Tyle już musiał wycierpieć, a to jeszcze nie koniec jego walki o życie… Już w maju musimy wrócić do kliniki w Munster i do profesora Malca, który jako jedyny podjął się próby uratowania zastawki mitralnej naszego synka. Potrzebne jest kontrolne cewnikowanie, które pozwoli zaplanować, co dalej… Mamy już niewiele czasu, a kwota do zapłacenia jest ogromna. Dlatego prosimy – pomóżcie nam zabrać synka tam, gdzie jego życie zostało już raz uratowane… LINK do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/bartosz-kania2

Reklama

Fot. siepomaga.pl

 

Reklama

Nasz synek ma zaledwie 21 miesięcy, a połowę swojego życia spędził w szpitalnych murach. Jego jego serce gasło już kilka razy. W swoim krótkim życiu przeszedł 9 cewnikowań, tamponadę serca, zatrzymanie krążenia, reanimację i dwie operacje na otwartym sercu… Umierał, ale wrócił i robię wszystko, by został z nami.

Kontrolne badania wykazały, że bardzo wzrosły ciśnienia w sercu i w płucach. W szpitalu, w którym Bartuś był leczony, lekarze podjęli decyzję o wymianie zastawki mitralnej na sztuczną mówiąc, że to jedyna szansa. Miała być to operacja bardzo wysokiego ryzyka ze względu na duże nadciśnienie. Następnym etapem leczenia miałaby być wymiana zastawki aortalnej, a więc kolejna operacja – każda śmiertelnie niebezpieczna! Wiedząc, że zastawka sztuczna w tak młodym wieku nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo nie rośnie razem z dzieckiem, rozpoczęliśmy intensywne konsultacje w innych ośrodkach. Chcieliśmy jak najlepiej dla naszego synka – przecież to nasz jedyny, największy skarb!

Nadzieję przyniósł nam tylko profesor Malec – człowiek, który jako jedyny chciał dać szansę naszemu synkowi na uratowanie jego własnej zastawki.

Dzięki wspaniałym ludziom – takim jak Ty – Bartuś mógł wyjechać do kliniki w Munster. Po wstępnych badaniach i przygotowaniu do zabiegu, 13 lutego 2018 roku nasz synek zniknął za drzwiami bloku operacyjnego. Kolejny raz musieliśmy się rozstać, wierząc, że to rozłąka jedynie na kilka godzin, że po nich znów będziemy razem. Lekarze zrobili wszystko, co zaplanowali. Operacja się udała, Bartuś wrócił na własnym oddechu. Choć wiedzieliśmy, że nasz wróg – nadciśnienie płucne – być może czyha w ukryciu, wszystko wskazywało na to, że mamy zwycięstwo.

Kamień spadł z serca, ale gdy zobaczyliśmy synka, takiego malutkiego i bezbronnego, podłączonego do setek kabelków, powróciły najgorsze wspomnienia…. Bartuś powoli dochodził do siebie. Niestety, badania kontrolne zaczęły pokazywać, że efekt operacji nie jest taki, jakiego oczekiwali lekarze! Ciśnienia, które początkowo po operacji spadły, zaczęły znów piąć się w górę. Serce znowu było w niebezpieczeństwie!

Po 20 dniach od pierwszej operacji Profesor Malec zdecydował się na kolejną. Był to dla nas ogromny szok.. Strach, łzy, pytania czy synek sobie poradzi – przecież dopiero co przeszedł jedną operację, a za chwilę ma się odbyć druga! Dlaczego go to spotyka, dlaczego nie może być już dobrze? – te myśli nas nie opuszczały. Wiedzieliśmy jednak, że bez operacji ciśnienia powoli zaczną niszczyć serca i płuca, a wtedy będzie za późno na ratunek…

Operacja trwała 5 długich godzin. Profesor Malec ponownie dokonał cudu – zrekonstruował zastawkę. CIśnienia spadały, ale tylko przez jeden dzień. Serce znowu nie dawało rady… Stanęliśmy przed najgorszym – ryzykiem wymiany zastawki. Strach nas nie opuszczał… A wtedy zdarzyło się coś niesamowitego – leki spowodowały, że ciśnienia się ustabilizowały! Bartuś z każdym dniem miał coraz większy apetyt i o wiele więcej energii niż przed operacją. Nadzieja wstąpiła w nasze życie. Pozwoliliśmy sobie myśleć, że wszystko będzie dobrze!

Trzy tygodnie temu wróciliśmy do domu. Choć ciśnienie opadło i jest dużo mniejsze niż przed operacją, to i tak wciąż martwi lekarzy. Dlatego już za miesiąc musimy wrócić do kliniki na cewnikowanie diagnostyczne, żeby ocenić pracę serca i zdecydować, co dalej…

Teraz kiedy patrzę na Bartusia szczęśliwego, uśmiechniętego, pełnego energii wiem, że decyzja o wyjeździe do Munster była najlepszą decyzją, jaką mogliśmy zrobić dla naszego synka. Wiem, że tam jest pod opieką najlepszych specjalistów i pragnę, żeby znów tam trafił.

Obiecałam synkowi, że się nigdy nie poddam i zrobię wszystko żeby żył… Dlatego proszę o pomoc jeszcze raz… Proszę, pomóżcie Bartusiowi, żebyśmy mogli wyjechać do kliniki i wrócić do Was z dobrymi informacjami….